wtorek, 22 listopada 2016

Te Araroa: Hunua Falls - Hamilton

Deszcz nie dał nam o sobie zapomnieć i w nocy lało na całego;-( Jak tak by miał wyglądać cały listopad to przechodzi ochota na cokolwiek! Na szczęście równie szybko o poranku wychodzi słońce;-) W planach mamy przejście do campu Mangatawhiri, gdzieś przed 700 kilometrem szlaku. Z początku szlak jest podsypany żwirkiem i idzie się bardzo dobrze, ale wszystko co dobre szybko się kończy:-( W buszu gdzie zawsze jest błoto, tym razem po opadach jest go jeszcze więcej. Przynajmniej widoki wynagradzają trudy wędrówki;-)


Aby trawa nie rosła zbyt wysoka na zaporze, wypasa się tu owce;-)  Przy kolejnym campie Repeater uzupełniamy zapasy wody. Fajna miejscówa, aż szkoda, że tu wczoraj nie dotarliśmy;-( Potem na szczęście mamy już wygodną drogę szutrową, którą maszerujemy prawie do naszego miejsca noclegowego. 


Moje kijki Fizany rozwaliły się już całkowicie;-( Prostowanie nic nie dało także "dobiłem" je do końca ;-) Będą podpierać jedno z drzew w pobliskim buszu. Ostatnie przejście przez Mangatawhiri Forest, a potem teren zrobił się całkowicie płaski. Asfalt, wał przeciwpowodziowy, linia kolejowa oraz przejścia zarówno przez mosty jak i pod nimi;-) Przez co nas jeszcze ten szlak przeprowadzi? 700 kilometrów wypadło gdzieś w buszu, ale zapomniałem o fotce;-( Na nocleg meldujemy się w tawernie w Mercer. Miejsce to bardzo przyjazne "Te Ararolnikom" oferuje darmowy plac pod namiot i ciepły prysznic;-) Zdjęcie każdego ląduje też zresztą na specjalnej tablicy w pubie! Na kolację była pizza i duuuże piwo;-)


Kolejny odcinek do Huntly był wybitnie nudny;-( Większość objeżdża go autostopem, a w związku z kolejnym deszczem i ja rozważałem taką opcję. Ostatecznie zmobilizowałem się do dalszego "piechurowania", ale nie przyszło mi to łatwo! Spacer wzdłuż ruchliwej drogi nr 1, a potem jakieś dziwne ścieżki idące tak jak ogrodzenia okolicznych pastwisk. Masakra!!!


Waikato, najdłuższa rzeka w Nowej Zelandii, była tak szeroka, że już miałem spore obawy przed dalszym odcinkiem szlaku;-( No i czarny scenariusz się spełnił! Po minięciu miejsca, gdzie rozegrała się jedna z ostatnich bitew między Maorysami a Anglikami, szlak biegł dalej wzdłuż rzeki;-( Wody było tyle, że wiele odcinków musiałem obejść, a "elektryczne pastuchy" co rusz wywoływały u mnie wstrząsy;-)


Później byłem "przewodnikiem stada" krów;-) Fajne uczucie jak całe stado eskortuje cię do kolejnej bramy! Największe opady deszczu przeczekałem pod najbardziej rozłożystym drzewem w okolicy, a potem zaczął się szuter i asfalt aż do Rangariri;-( Tam też zjadłem lunch i przeczekałem kolejny "zlew". 


Ostatni etap do Huntly był już mega-mokry;-( Aparat, po przekroczeniu rzeki Waikato, szybko schowałem więc głęboko do plecaka;-) Rzeka przypominała bardziej jezioro, a do celu było jeszcze 16 km! Byłem już całkiem mokry także było mi wszystko jedno. Kiedy dostrzegłem kominy elektrowni to już wiedziałem, że jestem u celu;-) Po drodze zakupy w Countdown, gdzie ludzie patrzyli się na mnie jak na przybysza z marsa. Ale nawet tak "skopany" dzień miał swój szczęśliwy finał;-) Na miejscowym Campie dostałem pojedynczą kabinę z polską "farelką" w środku;-) Wow!!! Do rana prawie wszystko było suche;-)


Nazajutrz pełne słońce;-) Spacerem udałem się więc w kierunku nieodległych wzniesień Hakarimata Range. Architektura niektórych budynków była bardzo interesująca - to chyba Art Deco albo modernizm? Po obowiązkowym "asfaltingu" specjalne schodki szybko wyprowadziły mnie na piękne widokowo miejsce;-)


Przez busz udałem się dalej w kierunku najwyższego szczytu całego pasma. Z platformy widokowej rozpościerał się piękny widok na Hamilton i okolice. Zejście było ponownie zaopatrzone w schodki i ciekawe cytaty sławnych ludzi;-) Po dojściu do Ngaruawahia czekał mnie z kolei odcinek po wybetonowanej ścieżce rowerowej River Ride. W miejscu gdzie nagle się ona kończyła postanowiłem przenocować. Pozwolono rozbić mi się namiotem koło domu no i zostałem zaproszony na kolację;-)


Do Hamilton postanowiłem się już tak nie spieszyć;-) Szlak po krótkim odcinku asfaltem wracał z powrotem na River Ride nad Waikato. Brakujący odcinek podobno ma być ukończony w 2018 roku. Także do samego miasta droga upłynęła mi przyjemnie. Niedaleko mostu kolejowego "pękło" 800 km;-) Będąc już w centrum postanowiłem odwiedzić miejscowe biuro DOC ( Department of Conservation ) i nabyć Backcountry Hut Pass. Karta ta jest rodzajem karnetu i uprawnia do bezpłatnego korzystania z chatek DOC, które rozsiane są po całym kraju. Kupiłem taką na 6 miesięcy za 92 $ i udałem się na zakupy do Pak'nSave;-) Reszta dnia upłynęła mi na wyjściu z miasta i poszukiwaniu odpowiedniego miejsca pod namiot. Niedaleko Taitua Arboretum rozbiłem się koło bardzo oryginalnego domu po dawnym hangarze;-) No i miałem widok na Pirongia Mountain!


Nie mogłem się już doczekać tych gór, a zwłaszcza pierwszej chatki Pahautea pod szczytem Pirongi;-) Zapytałem gospodarza o pogodę i wg niego, przez najbliższe 3-4 dni, miało być bardzo słonecznie! Super;-)))
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz