czwartek, 8 września 2016

Szlak zielony: Rajbrot - Tarnów

Czwartek 25 sierpnia 2016

Po Szlaku Kaszubskim trudno było mi znaleźć kolejny ciekawy szlak do przejścia:-( Wszystkie szlaki czerwone w naszych górach miałem już dawno zaliczone, a że blog działa od czerwca tego roku, to nie chciałem opisywać odbytych już wcześniej wycieczek. Byłoby to chyba nie na miejscu. Szlak niebieski z Grybowa do Białej k. Rzeszowa odłożyłem na przyszły rok, także pozostało mi przeglądanie map i szukanie czegoś ciekawego do "przedreptania":-) Kolega Yatzek na swoim blogu pięknie opisał okolice swojej miejscowości właściwie o każdej porze roku, także tam skierowałem większą uwagę;-) I tym sposobem "objawił" mi się ciekawy szlak zielony z Rajbrotu do Tarnowa! Jego długość może nie była imponująca, ale 70km to zawsze coś - zwłaszcza, że czasu miałem nie wiele, a pogoda miała być bardziej niż rewelacyjna:-)

Wcześniej spędziłem tydzień w Rabce także pozostało tylko się spakować i ruszyć busami do Tymbarku skąd szlakiem niebieskim udałem się w kierunku Rajbrotu:-) Na miejscu byłem tuż przed 10:00 rano i od razu ruszyłem z Rynku w kierunku początku szlaku niebieskiego Tymbark - Bochnia, który miał mi towarzyszyć przez cały dzień:-)
Zaraz za zakrętem opodal miejscowego cmentarza znajdował się inny z okresu I Wojny Światowej, gdzie pochowany był również węgierski olimpijczyk. 
Przed budynkiem dworca kolejowego zrobiłem jeszcze drobne zakupy i poszukałem początku mojego dzisiejszego niebieskiego "jeszcze" szlaku:-) Na pobliskim okazałym drzewie początek też miał szlak żółty, który prowadził na Mogielicę i dalej w Gorce.
Od samego początku towarzyszył mi asfalt, który stracił się dopiero przed podejściem na Pasierbiecką Górę:-( Ale na razie się tym nie przejmowałem i "kontemplowałem" okoliczne widoki, które rozpościerały się na Beskid Wyspowy. Łopień nad Tymbarkiem prezentował się wyjątkowo:-)
 Mijając liczne rozsiane tu i ówdzie przysiółki wreszcie ujrzałem najwyższą górę na dziś, czyli Kamionną (802m). Jej masyw wyróżniał się wśród okolicznych wzniesień, a jeszcze przed dzisiejszym podziałem administracyjnym, dzierżyła miano najwyższego szczytu województwa tarnowskiego:-)
Oczywiście jak to ja, musiałem stracić na chwilę szlak z oczu i kluczyć wśród okolicznych domostw, gdzie w końcu ktoś z miejscowych pokierował mnie na "właściwy tor":-) Wszystkie, nawet te najbardziej odległe, przysiółki były "uzbrajane" w nowe nawierzchnie oraz słupy energetyczne, także nowych oznakowań szlaku jeszcze na nich nie było. W końcu niedaleko szczytu Pasierbieckiej Góry asfalt się skończył, a szlak nabrał właściwego - "dzikiego" charakteru:-)
Wygodną drogą leśną nabierałem z każdym krokiem wysokości i już po 30 minutach byłem na szczycie Pasierbieckiej Góry:-) Las dawał mi przyjemny cień i chłód, a ja z czasem zacząłem się rozglądać za małym stawkiem, który pamiętałem jeszcze z mojego ostatniego pobytu tutaj w grudniu 2003 roku. Niestety zarósł on strasznie i z dawnego oczka zrobiło się trzęsawisko:-(
Na szczyt Kamionnej było już blisko i po kolejnych dwóch kwadransach wreszcie znalazłem się na najwyższym punkcie całej mojej wycieczki:-) Trochę odsapnąłem, a spotkane małżeństwo "strzeliło" mi fotkę;-) Po szybkim popasie kontynuowałem wędrówkę grzbietem, a z górnej stacji kolejki krzesełkowej otworzył się imponujący widok na wschód!
Po opuszczeniu partii szczytowych Kamionnej szlak sprowadzał mnie w kierunku Przełęczy Widomej, gdzie napotkałem - niestety opuszczony i zamknięty - budynek bacówki "Nad Wilczym Rynkiem":-( Oj coś nie ma szczęścia ten obiekt do gospodarzy, a tuż obok przycupnął dość spory hotel. Zimą muszą tu być spore tłumy gości. Mnie oczywiście najbardziej ucieszyły widoki, które przez Pasmo Łososińskie i pobliskie Pasmo Łopuszy ciągnęły się dalej na wschód w kierunku Pogórzy, gdzie byłem w lipcu:-)
Ruchliwą szosę dało się już słyszeć z daleka także do Przełęczy Widomej zbliżałem się nieuchronnie:-) Za Pasmem Łopuszy tym razem otworzyły się widoki na północ w kierunku Bochni i Krakowa. Swoista lekcja geografii o ukształtowaniu Karpat;-)
Po telefonie od Yatzka postanowiliśmy się spotkać gdzieś na szlaku za Łopuszami. Do tego czasu nie pozostało mi nic innego jak tylko "wspiąć" się tam i dalej kontemplować widoki:-) Szlak sprowadził mnie skrótem w kierunku Rozdziela skąd po krótkim podejściu osiągnąłem Łopusze Zachodnie.
W okolicy domów przed szczytem Łopusza Wschodniego kolejne widoki przykuły moją uwagę:-) A tuż przy skrzyżowaniu szlaków niebieskiego i żółtego czekał już na mnie Yatzek i razem już kontynuowaliśmy zejście do Rajbrotu.
Rajbrot już było widać po wyjściu z lasu, a nad nim szczyty Rogozowej oraz Dominicznej Góry, którą miałem trawersować następnego dnia:-) Jutrzejszy dzień zapowiadał się upalnie, a ja korzystając z zaproszenia przenocowałem u Yatzka przy okazji "pozbywając" się 4 kg bagażu, z którego ok.1 kg w postaci płynnej postanowiliśmy sobie "zaaplikować" wieczorem:-)  Mniej więcej jak na załączonym filmiku :-) https://www.youtube.com/watch?v=4zjT1Hjy45s . Nie ma nic lepszego na zdrowy sen jak pewna ilość "rudej" substancji z dodatkiem lodu wieczorową porą:-)



















Piątek 26 sierpień 2016

Zgodnie z prognozami pogody od samego rana "lampa" była niesamowita:-) Kolega Yatzek podwiózł mnie do Rajbrotu i gdzieś tak niewiele po 10 rano stałem już przy zielonej kropce oznaczającej dla mnie właściwy początek szlaku:-)
 Tuż obok trwała wymiana gontów na dachu zabytkowego drewnianego kościoła z XVI wieku. Po wzorowym oznaczeniu szlaku na początku zaraz za kościołem stracił się on nam z oczu:-( Poszukując go przeżyliśmy "atak gęsi", które tak właśnie zareagowały na moje kijki trekkingowe:-) Wreszcie na drodze pojawiły się zielone znaki i przy pierwszym zakręcie szlaku rozpocząłem wędrówkę solo:-)





































Mimo palącego słońca  na łąkach było jeszcze mnóstwo rosy, także ewentualny biwak w namiocie tutaj wiązałby się ze sporą kondensacją następnego dnia. Upały miały się utrzymać jeszcze przez kilka dni także za ewentualny nocleg postanowiłem sobie poszukać czegoś pod dachem na koniec dnia:-) Puki co kontemplowałem widoki, a że reszta szlaku zielonego tego dnia miała mnie prowadzić lasami, to odetchnąłem z ulgą, bo upałów nie znoszę! Tuż za Dominiczną Górą wreszcie znalazłem się w lesie:-)
Wzorowe oznakowanie na tym odcinku plus cień to było to czego potrzebowałem:-) Jeszcze tylko "ostre" podejście pod Piekarską Górę i już byłem na grzbiecie Szpilówki. Skończyły się podejścia i dalej szło się przyjemnie szeroką drogą leśną:-)
Krótki odpoczynek zrobiłem sobie przy Krzyżu Powstańców Styczniowych, gdzie znajdowała się również altanka. Na brak widoków nie narzekałem, bo te miały się pojawić w drugiej części dnia:-) 
Kolejnym punktem na szlaku - a właściwie troszkę w prawo od niego - miała być Pustelnia św. Urbana. Mimo moich największych starań i wyostrzonego wzroku nie wiem jak, ale minąłem skręt do tej kapliczki:-( Połapałem się dopiero jak doszedłem do szosy z Tymowej do Iwkowej. Pewna wyjątkowa osoba od niedawna zaprząta mi głowę, ale żadne to wytłumaczenie i trzeba będzie tu jeszcze wrócić - może nawet w tym roku:-)
Tuż za szosą szlak prowadził dalej lasami tym razem stokami Mahulca. Po godzinie byłem już na szosie z Iwkowej do Czchowa, a palące słońce miało mi dopiero wtedy dać w kość:-(
Otworzyły się za to widoki, ale marna to była pociecha jak z czoła pot lał się strumieniami:-( Dolina Dunajca prezentowała się nader okazale, a szczyt Mahulca, który szlak omijał, wieńczył przekaźnik:-)
 Na mojej starej mapie szlak miał dalej prowadzić asfaltem do Czchowa, ale na szczęście i tutaj niektórzy poszli po rozum do głowy i zmienili jego bieg na bardziej kameralny i widokowy:-) Pójście poboczem szosy z duszą na ramieniu, to byłaby ostatnia rzecz jaką chciałbym wtedy zrobić, zwłaszcza że ruch samochodów był spory:-( Niedługo potem otworzył się piękny widok na Czchów i okolice:-) W oddali dominowała góra Wał na Pogórzu Rożnowskim, którą miałem zdobyć następnego dnia:-)
Czchów to obowiązkowe miejsce do odwiedzenia:-) Jego zabudowa bardzo przypominała mi tą z Lanckorony także klimat takich miasteczek to jest to co lubię:-) Tutaj też kończyło się Pogórze Wiśnickie, a za Dunajcem zaczynało Pogórze Rożnowskie. Postanowiłem trochę poleniuchować i "obfocić" co ciekawsze zabytki:-)
W miasteczku nie brakowało zabytkowych perełek jak kościół z 1 poł. XII w. A ruiny dawnej baszty wartowniczej to był mój następny punkt wycieczki:-) 4 zł za wstęp był ceną akceptowalną, a ładny bilet na pewno będzie lepszą pamiątką dla turysty niż zwykły paragon, który "króluje" przy okazji płatnych wejść na tego typu obiekty:-)
 Choćby dla samego widoku warto było tu się wdrapać, bo i miasteczko oraz okoliczne wzniesienia warte były "cyfrowego" uwiecznienia:-)

 Czas było ruszać dalej, bo choć celu na dziś sobie nie wyznaczyłem, to pora była już popołudniowa:-) Po zejściu z baszty niemal płaskim odcinkiem udałem się w kierunku Dunajca. Czekała tam na mnie przeprawa promowa jedna z dwóch w okolicy:-)
Dunajec był tutaj wyjątkowo szeroki, a ja po chwili znalazłem się na Pogórzu Rożnowskim:-) Stokami Suchej Góry mijając liczne pojedyncze zabudowania, co rusz musiałem odpoczywać, bo upał nie odpuszczał:-( Dopiero za ostatnimi domostwami pojawił się las ufff.
Zbliżałem się do wsi Ruda Kameralna i w pierwszym momencie zacząłem myśleć o poszukaniu noclegu w niej, ale po dłuższym namyśle i "skonfrontowaniu" ze szlakowskazem postanowiłem ruszać dalej:-) Z rudą to nawet kameralnie nie chciałbym spędzić czasu:-)
Góra Mogiła miała być ostatnią zdobytą tego dnia, a szlak w rejonie szczytu zamienił się w szeroką bitą drogę leśną, która tylko ułatwiła mi "połykanie" kolejnych kilometrów:-)
Na oznakowania szlaku nie szczędzono farby, także o zgubieniu się nie było mowy-) Tuż za szczytem zacząłem wypatrywać szałasu Szpitaliku Leśnego z okresu walk partyzanckich podczas II Wojny Światowej. Miejsce to wyjątkowe na tym szlaku. Liczne ławki świadczyły o odbywających się tu mszach oraz uroczystościach rocznicowych. W budynku szałasu wypatrzyłem z tyłu małą drabinkę, także na poddaszu można przenocować:-)
Pozostało mi już tylko zejście do leśniczówki "Bodzantówka" pod Styrem, gdzie chciałem zakończyć dzisiejszy odcinek. Tuż nad Borową po wyjściu z lasu mogłem podziwiać piękny zachód słońca na tle okolicznych wzniesień Pogórza Rożnowskiego - Jamnej i Styra:-)


Po dojściu do szosy Zakliczyn - Paleśnica zacząłem już rozglądać się za noclegiem. Leśniczówka "Bodzantówka" była zamknięta już przy bramie:-( Postanowiłem więc pomaszerować poboczem drogi w kierunku Paleśnicy, gdzie przy okazji zakupów popytałem o jakieś miejsca na nocleg. Wszyscy kierowali mnie do agroturystyk, ale postanowiłem spróbować szczęścia i popytać w miejscowej szkole:-) Był koniec sierpnia także powoli przygotowywano się do nowego roku szkolnego. Był jakiś turniej na pobliskim Orliku i tam pokierowano mnie do dyrektora, który zgodził się mnie przenocować na sali gimnastycznej:-) Miałem do spania duży materac sportowy, dostęp do prądu, a obok pełny węzeł sanitarny (kibelek, prysznice etc.). Dostałem jeszcze sporo ciasta drożdżowego na kolację oraz klucze od szkoły, które miałem zdać rano:-) Nie chciano ode mnie pieniędzy, a w zamian miałem dodatkowo "popilnować" szkoły w nocy i w razie czego meldować na osobisty numer telefonu dyrektora! Po szybkim prysznicu i kolacji zaległem na wyjątkowo miękkim materacu i nawet nie wiem kiedy zasnąłem;-)

Sobota 27 sierpień 2016

Ten dzień miał być jeszcze gorętszy od poprzedniego, a dystans jaki sobie założyłem miał mnie sprowadzić na metę szlaku zielonego w Tarnowie. Tuż przed 8 rano zdałem klucze od szkoły dyrektorowi i ruszyłem w kierunku "Bodzantówki":-) Szlak prowadził mnie początkowo lasem, ale już po nabraniu wysokości pojawiły się pierwsze łąki i pola, z których otworzyły się przepiękne widoki:-)
Od tego momentu aż do Gromnika przebieg szlaku był mi już znany, bo byłem tu ostatnio na mojej "urodzinowej" wycieczce w 2013 roku między 14 a 18 maja:-) Zaliczyłem wtedy całe Pogórze Ciężkowickie oraz część Rożnowskiego. Bazę wypadową miałem wtedy na Brzance a potem na Jamnej. Ogólnie mam duży sentyment do tego rejonu Karpat:-) 
Po niedługiej chwili stałem już przy szlakowskazie, który kierował mnie dalej na wschód. Na spotkanie niespodziewanie wyskoczył z lasu mały kotek, a dla mnie zaczęła się "mordęga" z asfaltem:-(
Upał już dawał się mocno we znaki, a przecież była jeszcze pora przedpołudniowa:-( Słońce świecące prosto we mnie + żar unoszący się znad asfaltu jeszcze bardziej mnie spowolniły. Szlak tym czasem cały czas prowadził przez pola i pojedyncze gospodarstwa.
W końcu zacząłem schodzić w dolinę, a na następny szczyt Suchą Górę szlak prowadził lasem:-) Zaskoczyła mnie mnogość szlaków w tym rejonie. Takie ich nagromadzenie nie występuje nawet w popularnych górach:-) 






































Przy zejściu z Suchej Góry oprócz mojego szlaku była też ścieżka dydaktyczna " Na Budzyń", która oplatała cała górę, a w dolinie ulokował się Ośrodek Edukacji Ekologicznej. Świetnie zagospodarowany teren oraz liczne ułatwienia w postaci mostków i schodów, mogłyby posłużyć za przykład dla równie ciekawych, a jeszcze nie do końca odkrytych zakątków polskich gór, jak można je pozytywnie urządzić z pożytkiem dla wszystkich;-)



















Głównym punktem dzisiejszego odcinka były natomiast źródła wód siarczkowych, a jedno "Geologów" objęto w jako takie zagospodarowanie, z którego ponoć nawet niektórzy korzystają:-) Łatwo do niego trafić, bo już parędziesiąt metrów wcześniej silne czuć zgniłe jaja;-) Akurat jak tam byłem to ledwo sączyła się ta "zdrowotna ciecz", ale otoczenie było nie byle jakie:-) Studnia przelewowa nakryta daszkiem, jakiś duży kocioł chyba do podgrzania zebranej wody siarczkowej, no i drewniana wygódka z wanną w środku:-) Gdyby tylko trafić na czas obfitości tego źródła, to można raz dwa zebrać to wszystko do kotła, podgrzać i nura do wanny:-)







































Z głupoty nie sprawdziłem na jakie dolegliwości ma dobroczynny wpływ na woda siarczkowa, ale z pewnością na moją przypadłość "pomorską" to chyba nie pomaga:-( Sądząc po napisach na szopie "uzdrowiska" to miejsce ma wzięcie i nawet "nasi" tu byli;-)



















Oprócz źródła "Geologów", w okolicy ale już poza szlakami, zlokalizowano jeszcze dwa o nazwie: Paweł i Jacek:-)  Ja tymczasem udałem się dalej w kierunku Policht, skąd już drogą w dół szlak sprowadzał mnie do wsi Gromnik.
Widoki znowu zachęcały do wyjęcia aparatu, ale upał ani na chwilę nie odpuszczał:-( Warunki klimatyczne są tu na tyle sprzyjające, że założono w okolicy kilka winnic, z których jedną miałem okazję zobaczyć przy szlaku. Po dwóch dniach w miarę intensywnego marszu, chciałem też wreszcie zjeść coś porządnego, a na "schabooowy" miałem już ochotę w Paleśnicy:-) Niestety Gromnik nie serwował takich frykasów i pozostała mi tylko zapiekanka i piwo:-(


















































































































Piwo uzupełniło w moim organizmie brakujące elektrolity, a dalsza trasa znowu stała pod znakiem asfaltu:-( Góra Wał, która była moim następnym celem na dziś, "górowała" nad okolicą nie tylko swoją wysokością, ale i rozłożystością "wysyłając" liczne ramiona we wszystkich kierunkach:-) Z atrakcji przybyło bardzo dużo cmentarzy wojennych z okresu I Wojny Światowej kiedy front zatrzymał się tu na pół roku. Pierwszy z takich cmentarzy miałem już okazję zobaczyć w Gromniku, a kolejne były rozsiane dokładnie przy szlaku zielonym.




















Mijając zabytkowy kościół w Gromniku, a kawałek dalej Urząd Gminy w dawnym budynku dworskim znowu asfaltem pod górę ruszyłem dalej w kierunku Wału. Tym razem na cień nie było co liczyć i dopiero po 5 kilometrach mogłem wreszcie odsapnąć:-(







































Po nabraniu odpowiedniej wysokości kolejne widoki zostały uwiecznione na "matrycy". Pasmo Brzanki na Pogórzu Ciężkowickim, gdzie byłem w lipcu, wyglądało stąd zjawiskowo, a zbawczy las był już coraz bliżej:-)






































Przy kolejnym cmentarzu wojennym był mały zagajnik i ławka, gdzie postanowiłem odpocząć pół godziny. Od mijanego gospodarza dostałem cały kubek malin! Wypiłem zimnego "ratlerka" kupionego jeszcze w Gromniku i "stygłem":-) Perspektywa dotarcia jeszcze dziś do Tarnowa coraz bardziej się oddalała:-(






































Las miał się zacząć za około 2 kilometry i mocno nawodniony postanowiłem jak najszybciej tam się dostać. Droga, którą biegł szlak, była na tyle wąska, że dwa samochody nie miały prawa się minąć - a do tego jeszcze ja:-( W upragnionym lesie wreszcie dało się oddychać ufff.






































Szczyt Wału był już coraz bliżej, a do tego czasu znowu poleniuchowałem sobie na skraju lasu i uwieczniałem kolejne widoki:-) Kolejne cmentarze wojenne były zlokalizowane w niewielkim oddaleniu od szlaku, także nawet nie chciało mi się przedzierać przez krzaki. Zimne piwo i jakiś mięsny frykas to było to czego chciałem teraz najbardziej:-)






































Informacja na kolejnym szlakowskazie pozbawiła mnie resztek złudzeń na zejście jeszcze dziś do Tarnowa:-(  5 godzin to było nie do zrobienia, a było już po 16-tej:-( Postanowiłem spędzić noc w Chacie pod Wałem, bo chyba lepiej trafić się nie dało, a perspektywa gonitwy do Tarnowa i tułania się tam po nocy nie wchodziła w grę. Niecały kilometr od szlaku zielonego idąc szlakiem żółtym zaszedłem na miejsce mojego dzisiejszego noclegu i był to strzał w dziesiątkę:-)
Odpocząłem, zjadłem małe co nie co, upiekłem nad ogniem moje niezjedzone kanapki z serem no i zimne piwo na to wszystko to było jak miód:-) Gospodarz okazał się człowiekiem gór także tematów do rozmowy nie brakowało. A jeśli dodać do tego wspólnych znajomych to i czas na coś z większym "procentem" też się znalazł:-) Z racji braku wolnych miejsc pod dachem otrzymałem do dyspozycji całą zadaszoną altanę z wodą i prądem;-) A mając cały ekwipunek biwakowy wystarczało mi to w zupełności. Zachód słońca, a potem obserwacja spadających perseidów na gwieździstym niebie przy miłej rozmowie, to było więcej niż mogłem oczekiwać;-)































































































Noc mimo braku chmur wcale nie była chłodna, a mój śpiwór był na tyle ciepły, że nie musiałem go nawet zapinać:-) Rozłożyłem się na solidnej ławie przy ścianie i szybko zasnąłem:-)

Niedziela 28 sierpień 2016

Ostatni dzień wędrówki szlakiem zielonym był równie gorący co pozostałe:-( Nawet nie chciałem myśleć, co mnie czeka po zejściu w doliny, bo asfaltu i chodników miało być dzisiaj zatrzęsienie! Najważniejsze, że były siły i chęci, a te 5 godzin to przecież nie było tak dużo:-)







































Po pożegnaniu się z gospodarzem ruszyłem w kierunku szczytu Wału, bo widoki zapowiadały się przednie:-) Warto było trochę się pomęczyć dla takiej panoramy;-) Przy odpowiedniej pogodzie widoczność musi być tu niesamowita:-)












































































Po wyjściu na szczyt i minięciu przekaźnika otworzyły się kolejne widoki tym razem na północ:-) Z rozmowy z gospodarzem dowiedziałem się, że czasami widać nawet Góry Świętokrzyskie! Mnie wystarczyła panorama na metę dzisiejszego odcinka czyli Tarnów:-)

























































Po drodze pojawiły się kolejne cmentarze wojenne, a asfalt już mi tak nie dokuczał, bo w końcu schodziłem na dół :-) W Lubince trafił się co prawda odcinek leśny z gruntową drogą, ale tylko na chwilkę:-(












































































Z Lubinki czekało mnie przyjemne zejście na dół w kierunku Szczepanowic, a coraz większy upał znowu dawał się we znaki:-(












































































Wody miałem już niewiele i zacząłem się rozglądać za jakimś sklepem, ale jak na złość nic nie było w okolicy! Dopiero w Błoniu przysiadłem na dłuższą chwilę, bo upał pobił chyba wszystkie rekordy i szło mi się naprawdę źle:-(






































Tam też przez pewien czas mojemu szlakowi towarzyszył szlak czerwony:-) Odrobina cienia była jak najbardziej na miejscu, a kolejny przystanek zrobiłem sobie w Zgłobicach, gdzie z zakupionym "ratlerkiem" musiałem się czaić na przystanku autobusowym:-)






































Potem już "tylko" został do zrobienia slalom albo zygzak między kolejnymi posesjami i ulicami:-) Zakręt w lewo, zakręt w prawo i końca nie widać:-( Z ciekawszych rzeczy jakie mnie wtedy spotkały była "pozująca" jaszczurka:-) W pierwszym momencie myślałem, że jest nieżywa, ale stała, a potem zaczęła wolno poruszać się po drodze. Zbliżyłem swój aparat możliwie najbliżej i o dziwo nie uciekła:-) Zrobiła to dopiero jak wstałem - miałem najwyraźniej dużo szczęścia, bo zwinka to była ona tylko z nazwy;-)



















Kolejne esy-floresy oraz przejście wiaduktem nad autostradą i wreszcie jest upragniony koniec i kropka wieńcząca dzieło:-) Szybka fotka przy kropce i pędzę na przystanek żeby coś złapać do centrum Tarnowa. Mimo tylu przeciwności szczęście dalej mi sprzyjało, bo autobus podjechał za krótką chwilę, a po wyjściu przed dworcem PKS czekał już autokar Voyager do Krakowa, gdzie po szybkiej przesiadce byłem znów w drodze do Rabki:-)













































































Kolejny szlak "długodystansowy" tym razem zielony zaliczony! Licząc odcinek z Tymbarku do Rajbrotu oraz odejście ze szlaku na nocleg do Paleśnicy i powrót w to samo miejsce następnego dnia - to zrobiłem ponad 90 km. Ambicje były większe, bo sam szlak zielony chciałem zrobić w dwa dni, ale biorąc pod uwagę ekstremalne warunki ( upał ) oraz sporą ilość "procentów" spożytych pierwszego i trzeciego dnia wieczorową porą, to 4 dni są takim czasem w sam raz:-) Szlak jak najbardziej polecam do przejścia. Przy sprzyjającej aurze na pewno nie będzie się nudziło, a widoki wynagrodzą wszystkie ewentualne niedogodności. Z noclegami nie ma większych problemów. Ja dźwigałem ze sobą namiot Naturehike, ale nie rozbiłem go ani razu. Szczera gościnność u napotkanych ludzi tylko zachęcała do skorzystania z niej:-) Większych problemów z zaopatrzeniem też nie ma - może za wyjątkiem odcinka Czchów - Gromnik, gdzie do ewentualnych zakupów pozostaje tylko sklep w Rudzie Kameralnej. Oznakowanie szlaków jest na 5+, ale nie ma się czemu dziwić skoro nad ich stanem czuwa PTTK Tarnów:-) Przechodząc w lipcu szlak niebieski z Tarnowa na Wielki Rogacz również nie miałem większych zastrzeżeń. Dostępność komunikacyjna jest bardzo dobra, a trasę można ustalić sobie w odwrotnym kierunku - a z Rajbrotu jest już rzut beretem w Beskid Wyspowy:-) Także podsumowując na koniec miejmy jakieś swoje ambicje, a wyniki zostawmy sportowcom:-)