czwartek, 3 sierpnia 2017

Główny Szlak Świętokrzyski

Z tym szlakiem pierwszy raz się zetknąłem w 2014 roku kiedy otrzymałem niespodziewanie propozycje urlopu:-) Wtedy też, a była to końcówka września, szukałem na mapach ciekawej trasy, która zajęłaby nie więcej niż 4 dni i była w miarę łatwa. Byłem już po Głównym Szlaku Beskidzkim więc zdecydowałem, że pora wreszcie odwiedzić świętokrzyskie:-) Trzy lata później wróciłem tam znowu tym razem latem. Nawet tak krótki okres czasu wiele zmienił na samym szlaku, a tegoroczne przejście zacząłem dodatkowo z Gołoszyc, gdzie w 2014 roku kończyłem swoją pierwszą wędrówkę. Swój blog założyłem w czerwcu 2016 roku więc żeby przybliżyć odbiorcy swoje wrażenia z pierwszego jak i drugiego spotkania z tym szlakiem, do ciekawych miejsc postanowiłem zamieścić zdjęcia również z 2014 roku. Myślę, że będzie to ciekawe połączenie - może nie retro - a przy okazji niezdecydowanym pozwoli to wybrać odpowiednią porę roku i kierunek marszu na swój pierwszy wypad w te góry:-)

Może słów kilka o samym szlaku. Główny Szlak Świętokrzyski im. Edmunda Massalskiego jest najdłuższym znakowanym szlakiem w tych górach. Na odcinku z Kuźniaków na zachodzie po Gołoszyce na wschodzie biegnie on przez Pasmo Oblęgorskie, Wzgórza Tumlińskie, Pasmo Masłowskie, Łysogóry i Pasmo Jeleniowskie. Jego łączna długość wynosi nieco ponad 100km, choć niektórzy sądzą inaczej. Sama przyjemność spędzenia kilku dni w jednych z najstarszych gór Europy powinna być już wystarczającą zachętą do wizyty w tej części Polski, a o innych atrakcjach  postaram się wspomnieć dalej w blogu:-)

18 lipca wyjechałem w kierunku Katowic skąd wkrótce miałem pociąg do Kielc. Tam przesiadłem się w Bus "Muszkieter", którym już dostałem się do Gołoszyc. Było już prawie południe, ale długi lipcowy dzień się jeszcze nie kończył. Postanowiłem w pierwszym dniu przejść całe Pasmo Jeleniowskie i potem rozejrzeć się za noclegiem.


Kierowca zatrzymał się tuż przed aleją lipową więc nie musiałem się "tłuc" poboczem drogi od czerwonej kropki oznaczającej początek tego szlaku dalej we wsi tylko, rozpocząłem go od symbolicznego początku oznaczonego okolicznościową żelazną płytą przykręconą do sporego głazu:-)

Podobnie jak w 2014 roku tak i teraz sporo oznakowań świeciło bielą, a czerwonego paska długo miałem jeszcze nie widzieć. Od razu spostrzegłem, że piękna aleja lipowa została "upiększona" sporej długości asfaltem:-( Trochę szkoda, bo piękna gruntowa droga, którą kończyłem swoje przejście 3 lata temu, o wiele lepiej pasowała do samej alei jak i otoczenia.



Na całe szczęście nie wyasfaltowano wszystkiego i nie daleko cmentarza z I Wojny Światowej pojawiła się stara gruntowa droga:-) Sam cmentarz wojenny niestety nie prezentował się tu tak okazale jak choćby podobne nekropolie w Beskidzie Niskim i na Pogórzach. Wojska Austro-Węgierskie atakowały tu dobrze okopanych Rosjan co skończyło się walką na bagnety i większymi stratami atakujących.

Na wschodzie dostrzegłem pierwsze szczyty, które miałem na trasie: Truskolaskę i Wesołówkę, a okoliczne pola obsiane zbożem były wdzięcznym tematem do zdjęć:-) Mijając kapliczkę Św. Huberta znalazłem się na granicy pól i lasu, w który z czasem się zagłębiłem i miał mi on wypełnić prawie całą resztę dnia.


Za ostatnią amboną myśliwską szlak skręcał już w las i powoli zacząłem się wznosić do góry;-) Znalazłem się w Jeleniowskim Parku Krajobrazowym i miałem mieć jeszcze tego dnia 3 rezerwaty przyrody na trasie! Jednak mimo całkowitej i częściowej ochrony tego terenu przez cały czas było słychać pracę spalinowych pił:-( Nawet nie oszczędzono pracy znakarzy szlaku!


Za Przełęczą Karczmarka zaczęło się podejście pod Szczytniak - najwyższy szczyt Pasma Jeleniowskiego. Pierwszy rezerwat na szlaku - "Gołoborze Małe" - chronił fragment gołoborza zbudowanego z piaskowców kwarcytowych oraz okoliczny drzewostan. Szlak niestety tam nie prowadził, ale miałem jeszcze dwa rezerwaty przed sobą więc ...


Wkrótce dołączył szlak czarny z Piórkowa Koloni, który na Szczytniaku kierował się dalej na północ. Szlak czerwony za to dalej prowadził na zachód:-) Widoki z najwyższego szczytu Pasma Jeleniowskiego były mocno ograniczone, a liczna zostawionych świeci najlepiej świadczyła o braku kultury niektórych turystów!



Krzyż "Ponurego" przypominał z kolei tragiczną historię tych ziem podczas ostatniej wojny.



Rezerwat "Szczytniak" chronił również zachowane gołoborze oraz naturalny lat bukowo-jodłowy. Do pokonania została jeszcze tylko Jeleniowska Góra, na stokach której był ostatni w tym dniu rezerwat i piękny widok na Łysą Górę:-)



Pozostało już tylko zejście do Paprocic, gdzie zjadłem małe co nie co w przystankowej wiacie. Z uwagi na to, że wybrałem się na lekko to noclegi zaplanowałem sobie w licznych agroturystykach rozsianych na całym szlaku.  Najbliższa znajdowała się w Trzciance i tam też wypadł mój pierwszy nocleg.



Przez Kobylą Górę szybko przemieściłem się na miejsce, a nowa agroturystyka "Przy szlaku" była strzałem w dziesiątkę! Pokój z łazienką, duża sala jadalna na dole i bardzo przystępna cena to więcej niż mogłem oczekiwać:-)



W nocy padał deszcz i nad ranem wyższe partie Gór Świętokrzyskich przykryły chmury:-( Powietrze się odświeżyło, a ja liczyłem na jakiekolwiek widoki z wieży Klasztoru na Świętym Krzyżu. Odcinek na ten drugi najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich był krótki i przyjemny. Znalazłem się na terenie Świętokrzyskiego Parku Narodowego więc przybyło ławek, mostków i drogowskazów na szlaku.  Spotkałem też pierwszych turystów!


Miejsce to wyjątkowe i to już od wczesnej państwowości naszego kraju. Wcześniej też było to miejsce kultu Słowian, którego pozostałością jest wał tuż pod szczytem. Od czasu budowy klasztoru, w którym znajduje się relikwia drzewa krzyża świętego, sama Łysa Góra nazywana jest Świętym Krzyżem. Podczas mojego ostatniego pobytu tu w 2014 roku wieża klasztoru była świeżo po remoncie i udostępniona do zwiedzania. Tłumy dzieciarni skutecznie mnie jednak wtedy odstraszyły i tym razem postanowiłem za wszelką cenę obejrzeć z niej panoramę:-) A i było warto, bo chmury się podniosły i tylko niewielkie smużki dopełniały krajobraz! 

Pasmo Jeleniowskie prezentowało się fantastycznie z góry!



Dalej na zachód można było dostrzec kolejne odległe pasma Bielińskie i Orłowińskie oraz te położone na dalszej części Szlaku Świętokrzyskiego - Klonowskie, Masłowskie i Oblęgorskie:-)  Jedynie tylko wysoka wieża radiowo-telewizyjna przesłaniała fragment widoku na północ, ale to nieważne, bo możliwość obejrzenia panoramy całych Gór Świętokrzyskich wynagradzała wszystko!



Zejście z wieży przy napierającym z dołu tłumem nie było zbyt przyjemne, ale już na dole dało się wyczuć zapachy klasztornej kuchni, gdzie nie omieszkałem zaglądnąć i zamówić sobie bigos:-) Mniam!



Będąc już sytym wrażeń na duszy i w żołądku ruszyłem ku wielkiemu gołoborzu, co wiązało się z zakupem biletu wstępu do Parku Narodowego. Potem było już tylko zejście poboczem asfaltu na Przełęcz Hucką.



Na miejscu było istne siedlisko komerchy z wszechobecnymi brzydkimi butikami, gdzie można było kupić dosłownie wszystko! Potężny parking powoli zapełniał się samochodami, a fiakrzy co rusz zaczepiali piechurów czy aby na pewno nie chcą żeby ich podwieźć:-( 

Jedynym w miarę stylowym budynkiem była drewniana karczma, gdzie chwilkę odpocząłem, a obok też znajdowała się zrekonstruowana Osada Średniowieczna.



Pogoda zaczęła się poprawiać i już w dobrym humorze ruszyłem dalej:-) Następnym celem był Kakonin, do którego szlak biegł brzegiem lasu z pięknymi widokami na zachód. 



Jak tylko wyszło słońce to od razu zrobiło się duszno:-( Na szczęście w lesie panował przyjemny chłodek, co tylko umilało marsz:-) Wkrótce znalazłem się na skraju wsi Podlesie skąd już asfaltem do Kakonina było niedaleko, ale pod górkę.


Wśród pól z truskawkami i zbożem dotarłem w pobliże starej drewnianej chałupy, na tyłach której była kolejna karczma. Tym razem musiałem się napić piwa, bo chyba nic tak dobrze nie orzeźwia:-)



Po uzupełnieniu "złotych elektrolitów" w organizmie pora było zaatakować najwyższy szczyt na całym szlaku, czyli Łysicę:-) Ponownie zagłębiłem się w las i w przyjemnym chłodku kontynuowałem marsz. Na przełęczy Św. Mikołaja chwilkę odsapnąłem przy jego kapliczce, a tuż przed szczytem spotkałem jeszcze studentów na praktykach terenowych z geodezji.



Wreszcie trafiłem na pogodę, bo podczas mojego ostatniego pobytu tutaj było całkiem pochmurno. Słońce akurat świeciło na krzyż umieszczony na szczycie, a turyści wychodzili tylko od Świętej Katarzyny. Widoki jednak skutecznie przesłaniały drzewa, ale za to kolejne gołoborze było na wyciągnięcie ręki!



Tuż przed samą Świętą Katarzyną była jeszcze zabytkowa kaplica przy źródle Św. Franciszka oraz kolejny punkt kasowy Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Powoli też zaczynałem myśleć, gdzie spędzę kolejną noc. 



Charakterystyczny budynek klasztoru śs. Bernardynek oznajmiał, że znalazłem się już na miejscu skąd do Krajna czekał mnie spory odcinek ruchliwą drogą bez większego pobocza:-( Ale za to tuż po wyjściu z lasu w rejonie skrzyżowania otworzyły się piękne widoki na Pasmo Klonowskie!



Do Krajna był już przysłowiowy rzut beretem, a o nocleg postanowiłem zapytać w Agro gdzie nocowałem ostatnio w 2014 roku:-) Jego niewątpliwym plusem był sklepik! Póki co "kontemplowałem" ostatnie widoki na Łysicę i okolicę, a po zakupach i kąpieli obejrzałem sobie TV!


Kolejny dzień na szlaku również był pod znakiem dobrej pogody! Wyjście zaplanowałem dosyć wcześnie rano, a w planie było dojście do Ciosowej:-) Nocleg był przedni i ogólnie mogłem potwierdzić, że "w Krajnie jest fajnie". Kraińskim Grzbietem dalej poruszałem się w kierunku zachodnim, a pierwszym szczytem do zdobycia była Wymyślona.



Charakterystyczne skały oznaczały, że pierwszy punkt wysokościowy został zdobyty:-) Na wschód z kolei w panoramie dominowała Łysica oraz Psarska i Miejska Góra! Wzięło mnie na wspomnienia i w pamięci porównywałem podobny widok z tej góry zrobiony pod koniec września 2014 roku. Liście jeszcze nie zdążyły wtedy pożółknąć, ale z pewnością roboty w polu miały już zupełnie inny charakter.



Podobny widok w 2014 roku prezentował się tak:-)



Spore obniżenie oznaczało, że pod kolejny szczyt - Radostową - trzeba będzie się trochę spocić:-) Kolejni turyści spotkani na szlaku poinformowali mnie o znakarzach szlaku, których minęli za Przełomem Lubrzanki. Pozostałości wieży triangulacyjnej wieńczyły szczyt, spod którego panorama była jeszcze pełniejsza.


Kolejna "retrospekcja" z jesieni 2014 roku:-) Wtedy można było wejść na pole rolnika i nacieszyć oczy, a w 2017 pole tak zarosło, że o samym wejściu nie było mowy:-(


Spotkani znakarze, nie wiedzieć czemu, malowali szlak czerwony odcinkami. Wcześniej zagruntowali wszystkie oznakowania na biało, a potem wyrywkowo malowali czerwony pasek. Wpierw oznakowali cały odcinek w Świętokrzyskim Parku Narodowym, a potem jak komu pasowało. Dowiedziałem się, że odcinek z Gołoszyc pod Wesołówkę miał być pomalowany na końcu! Ogólnie dobrze, że w ogóle oznakowania były sukcesywnie i często odnawiane, bo z podobnymi "białymi plamami" spotkałem się też podczas mojego pierwszego przejścia tym szlakiem trzy lata wcześniej:-)


Obniżenie do Przełomu Lubrzanki zaczęło się tuż za Radostową. Otworzyły się kolejne widoki na dalszy odcinek szlaku w kierunku na Diabelski Kamień i Klonówkę.  Deniwelacje nie były jakieś przesadnie duże, a chłód w dolinie przyjemny. W wiacie nad Lubrzanką zjadłem drugie śniadanie.


Kawałek spaceru asfaltem i już trzeba było skręcać w prawo w las. Krótkie, ale strome, podejście pod Dąbrówkę było w przepięknych okolicznościach przyrody:-) Cień dawał przyjemny chłód, a kolejnym punktem był Diabelski Kamień!


Cały grzbiet od tego momentu do okolic Klonówki miał pierwszorzędne warunki dla amatorów paralotniarstwa, których również i teraz spotkałem:-) W dole widać było lotnisko w Masłowie, a na horyzoncie dominował szczyt Telegrafa!


Platforma widokowa już chyba robiła za dekorację, bo wszystkie okoliczne drzewa skutecznie przesłoniły jakikolwiek widok dookoła:-( Zejście do Masłowa obok pilnie strzeżonej rezydencji miliardera oznaczało powrót asfaltu i chodnika dla pieszych:-) W miejscowości dominował wysoki kościół z II poł. XIX w. Za kolejnym szczytem Domaniówki widać było również "kielecki Manhattan"!



Z samej Domaniówki doskonale było widać szczyty, które do tej pory przeszedłem, a tuż za nią szlak stracił się na krótkim odcinku:-( Po chwili znowu się pojawił jak i białe oznaczenia czekające na czerwony pasek. W tym miejscu zrobiono prawdopodobnie drobną korektę przebiegu szlaku i czekał on tylko na wizytę znakarzy. Postanowiłem trzymać się szerokiej drogi leśnej i nią też wydostałem się na osiedle Koszarka.



Są tam dwa sklepiki i w jednym z nich "zatankowałem" radlera i odsapnąłem nieco. Czekała mnie "przeprawa" przez drogę nr 73 i S7, a potem nudnawy odcinek asfaltem w kierunku Zagnańska:-( Tuż za pomnikiem 4 Pułku Piechoty Legionów Armii Krajowej szlak skręcał w lewo i lasem prowadził do Tumlina.



Ekspresówki na szczęście nie trzeba było przekraczać, bo przy okazji dla zwierząt i turystów zrobiono tu specjalny szeroki pomost nad szosą:-) Myślę, że podobna konstrukcja przydałaby się na odcinku Głównego Szlaku Beskidzkiego nad Zakopianką pod Zbójecką Górą, gdzie byłem pod koniec czerwca.



W samym Tumlinie uwagę zwracał kościół, a właściwie budulec z którego był on wykonany. Piaskowiec Tumliński charakteryzował się wyraźną czerwoną i czerwono-brunatną barwą, a najbliższy jego kamieniołom był niedaleko pod Grodową:-) 



Kolejna okolicznościowa żelazna tablica Głównego Szlaku Świętokrzyskiego nie wiedzieć czemu wylądowała na ziemi, gdzie jeszcze w 2014 roku była wmurowana niedaleko kościoła:-(



Drogą gruntową dostałem się na teren rezerwatu "Kamienne Kręgi", gdzie znajdowała się zabytkowa kaplica pw. Przemienienia Pańskiego. Same kamienne kręgi były pogańskim miejscem kultu, ale działalność pobliskiego kamieniołomu zniszczyła je i dziś zostały tylko symboliczne fragmenty kamienno-ziemnych wałów. 



Kolejne podejście pod Wykień było chyba jednym z najbardziej stromych na szlaku. Drobne kamyczki i całkiem sucha ściółka wcale też tego podejścia nie ułatwiały. Na szczęście potem był już tylko spacer na Kamień, z którego dostałem się do Ciosowej odwiedzając kolejny - tym razem nieczynny - kamieniołom piaskowca tumlińskiego:-)


Tuż przed Ciosową rozpadało się na dobre:-( Spacer do nieczynnego kamieniołomu w ulewnym deszczu z pewnością nie należał do przyjemnych, ale miałem już przynajmniej zaklepany nocleg w agro u pani Alicji:-)

Także zdjęć nie zrobiłem, ale miałem ładne fotki z mojego poprzedniego pobytu tutaj:-)


Po sytej kolacji i prysznicu uderzyłem w kimę:-) Ostatni dzień na GSŚ wypadł mi również w deszczowych okolicznościach przyrody:-( Ruszyłem z samego rana, bo kumulacja opadów była prognozowana na wczesne popołudnie. Szybko dostałem się do Porzecza skąd szlak wyprowadzał dalej w kierunku Baraniej Góry!



Pochmurna pogoda skutecznie przesłoniła panoramę spod Baraniej Góry:-( Widać było tylko Kamień, Wykień i Grodową, a w głębi ledwo Klonówkę i Radostową. Sam "kielecki Manhattan" również nie wyglądał już tak okazale jak z okolic Masłowa. 

Żeby jednak nie zniechęcić do tego szlaku potencjalnego turysty zamieszczę tu fotki z mojej pierwsze wycieczki GSŚ kiedy pogoda była o niebo lepsza:-) Sam widok na kolejne górki, które są na trasie szlaku z Kuźniaków w tym i na tę najwyższą - Łysicę - powinien wystarczyć za dobrą reklamę!



W lesie pod szczytem miał też swój początek szlak czarny do Oblęgorka, gdzie znajduje się pałacyk Henryka Sienkiewicza. Myślę, że kolejną wycieczkę w świętokrzyskie zorganizuję po miejscach związanych ze sławnymi pisarzami, bo prócz Sienkiewicza z ziemią tą związany był też m.in: Mikołaj Rej, Jan Kochanowski czy Stefan Żeromski. Jeśli jeszcze połączyć by to ze zwiedzaniem pozostałości po Zagłębiu Staropolskim, to dwa tygodnie może być mało na wszystko:-)


Ostatnią większą górą na szlaku była Siniewska. Minąłem kilka gospodarstwa usytuowanych koło lokalnej drogi i wśród pól udałem się na górę. Piękny punkt widokowy na południowych stokach jest stopniowo zabudowywany przez kolejne nowe domy:-( Żeby jednak i turysta mimo wszystko mógł tu nacieszyć swoje oczy postawiono ostatnio platformę widokową wraz z zadaszoną wiatą poniżej:-) Mnie widoki skutecznie przesłoniła pochmurna pogoda, ale z pewnością widać z stąd oprócz samych Gór Świętokrzyskich również całą Dolinę Nidy oraz zapewne Karpaty. 


Zostały mi jeszcze dwie górki do finału w Kuźniakach: Perzowa i Kuźniacka! Pogoda zgodnie z tym co zapowiadano zaczęła się psuć:-( Drobny deszczyk z czasem przerodził się w lokalną ulewę, którą przeczekałem w kaplicy Świętej Rozalii usytuowanej bardzo oryginalnie pod skałą:-) Miejsce to wyjątkowe, a skalny dach nad głową może również posłużyć za awaryjne miejsce noclegowe.


Szlak poprowadzono tu dosyć oryginalnie przez szczelinę między dwoma blokami skalnymi. Przypominało mi to trochę przejście przez Skamieniałe Miasto koło Ciężkowic, gdzie jednak podobnych formacji skalnych było o wiele więcej:-) Samo zejście z Perzowej było w jednym miejscu dosyć strome, ale na szczęście krótkie.


Zdobywanie ostatniej górki Kuźniackiej to już była w zasadzie walka z napierającym deszczem:-( Kolejne jego fale nadciągały z zachodu i same drzewa przestawały już przed nimi chronić. Gdy tylko zobaczyłem w dole wieś to czym prędzej tam pobiegłem! Wykonałem obowiązkową fotkę przy głazie z symbolicznym początkiem/końcem szlaku oraz pobliską ruinę pieca hutniczego. Z dwóch sklepów, które były jeszcze w 2014 roku ostał się tylko jeden, a drugi widocznie stracił "wigor" i poległ:-) Poczekałem pod zadaszoną wiatą na bus do Kielc, gdzie w ścianie deszczu udałem się na dworzec kolejowy skąd odjechałem do Katowic:-)  


Podsumowanie.

Kolejny raz spędziłem fajne 4 dni na Głównym Szlaku Świętokrzyskim:-) Myślę, że jest to optymalny czas do przejścia tego szlaku i pozwiedzanie co ciekawszych miejsc przy okazji. Wybór kierunku przejścia pozostawiam samym zainteresowanym. W 2014 roku przeszedłem go z Kuźniaków do Gołoszyc i z uwagi na końcówkę września wybór takiego kierunku wydał mi się jak najbardziej racjonalny. Ogólnie wędrowanie z zachodu na wschód jest chyba przyjemniejsze:-) 

W tym roku wędrowałem latem więc żeby nie było monotonnie ruszyłem z Gołoszyc:-) Latem chyba kierunek marszu nie ma aż tak wielkiego znaczenia, bo dni są długie, a miejsc z noclegiem w  agroturystyce - jak ktoś nie wędruje z namiotem - bardzo dużo, zwłaszcza na odcinku od Krajna do Paprocic.

Z transportem nie ma też większych problemów. Punktem głównym, do którego zmierza większość turystów, pociągiem czy autobusem, są Kielce. Niedaleko dworca kolejowego jest dworzec PKS skąd busy odjeżdżają we wszystkich kierunkach. Także dostanie się do Kuźniaków czy Gołoszyc nie jest trudne.

Sklepy spożywcze korzystniej usytuowane są na kierunku z Kuźniaków. Pierwszy mamy od razu na starcie, a kolejne w: Porzeczu, Tumlinie, Dąbrowie Koszarce, Masłowie, Krajnie, Świętej Katarzynie, Kakoninie i w Hucie Szklanej. Odcinek od samej Huty Szklanej wymaga już dwudniowych zapasów, bo najbliższe sklepy są dopiero w Nowej Słupi, Zamkowej Woli i Oziembłowie czyli w znacznym oddaleniu od szlaku. Czyli jak ktoś wędruje od Gołoszyc warto żeby miał jakiś zapas "papu" na początek - przynajmniej na 1,5 dnia:-)

Tym razem nie bawiłem się w napełnianie wody ze źródeł, bo tych na szlaku prawie nie ma - za wyjątkiem źródła św. Franciszka pod Łysicą:-( Mija się tyle domostw, że zawsze można poprosić o nią gospodarzy:-)

Na szlaku nie ma żadnych schronisk więc pozostaje własny namiot lub noclegi w licznych agroturystykach. Zabieranie namiotu na 4 dni wydało mi się zbędne więc nocowałem właśnie w agro. Pierwszą noc spędziłem w Trzciance pod Łysą Górą, drugą w Krajnie, a trzecią w Ciosowej. W sezonie warto "zaklepać" sobie nocleg wcześniej.

Szlak jest łatwy i poza kilkoma odcinkami: Wykień, zejście do Przełomu Lubrzanki czy podejście/zejście z Łysicy; nie ma na nim większych utrudnień. Turystów można spotkać właściwie tylko na odcinku ze Świętej Katarzyny do Trzcianki - czyli na terenie Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Poza tym na reszcie GSŚ możemy nie natknąć się na nikogo!

Podobno Góry Świętokrzyskie są piękne o każdej porze roku? Póki co sprawdziłem to jak do tej pory tylko latem i jesienią więc pozostaje mi jeszcze zima i wiosna. Jeśli tylko będzie okazja znowu się tam wybiorę, a niezdecydowanych zachęcam do odwiedzenia tych pięknych gór. Naprawdę warto!!!