niedziela, 17 lipca 2016

 Szlak niebieski: Tarnów - Wielki Rogacz. Odcinek Jaworz - Wielki Rogacz

Dzień 4. Czwartek 7 lipca

Tarnów - Wielki Rogacz. Odcinek Jaworz - Kamienica.

Noc minęła spokojnie i przed 7 rano powoli zacząłem zwijać namiot. Śniadanie zamierzałem sobie zrobić w wiacie po wieżą widokową. Miałem jeszcze wodę z wczoraj, także herbatka szybko była gotowa:-) Słońce coś niemrawo się pokazywało, a dzień do południa miał być pochmurny:-( Na całe szczęście chmury przykryły tylko Pogórza, a na Jaworzu już było słonecznie:-)






















Po krótkim, ale konkretnym podejściu szybko byłem już na wysokości 921m.  Odtąd szlak prowadził mnie grzbietem na sąsiedni, nieco niższy, szczyt Sałasza (909m).






















Widoków praktycznie nie było, ale po dojściu na Sałasz Zachodni wreszcie coś zaczęło się pokazywać.
Panowie znakarze znów się nie popisali i tabliczkę trzeba było przybić do góry nogami, żeby chociaż kierunek szlaku się zgadzał:-) Nieważne, że napis był na odwrót:-) Ale jak ktoś by szedł tyłem na rękach to wszystko jest w porządku:-)






















Po jakimś czasie byłem już przy pierwszych domach Sarczyna i mogłem uzupełnić wodę z bardzo wydajnego źródełka, o którego zaletach poinformował mnie mieszkaniec pobliskiego domu:-) 






















Kawałek dalej z pobliskiego, pięknie ukwieconego, gospodarstwa był super widok na Beskid Wyspowy!






















Na sąsiedniej Łysej Górze ulokował się ośrodek narciarski z wyciągiem krzesełkowym, ale na szczęście szlak niebieski tylko ją trawersował. Mogłem za to obejrzeć mój dotychczas przebyty odcinek:-)






















Szybko znalazłem się w Limanowej gdzie, po uzupełnieniu finansów, dostarczyłem do organizmu żywe kultury bakterii w postaci kefiru:-) Popchnąłem to wszystko jeszcze dwoma bułkami i tak pojedzony ruszyłem dalej:-)






















Tuż przed zabytkowym dworkiem i parkiem minąłem budynek dawnego browaru Marsów - od nazwiska jego właścicieli. Niestety browar już dawno nie działał, ale w jego murach było szereg firm m.in. sklep spożywczy, gdzie można było kupić np: Snickersa:-)






















Ruszyłem dalej w kierunku Jabłońca (624m), ale droga to była kręta i pełna niewiadomych:-( Szlak biegł przez dłuższy czas razem ze szlakiem zielonym i nie wiedzieć czemu na pewnych odcinkach był tylko szlak zielony;-( Ale koniec końców na Jabłoniec nie sposób było nie trafić:-)






















Tuż przed cmentarzem z I Wojny Światowej otworzyły się widoki na Mogielicę (1171m) i Łopień (951m). Pamiątkowy obelisk upamiętniał miejsce śmierci płk. Othmara Muhra w grudniu 1914 roku. Sam cmentarz był reprezentacyjny i należycie utrzymany.






















Od tego miejsca szlak prowadził bardzo widokowymi odcinkami i aparat miałem cały czas przy sobie. Pogoda, zgodnie z prognozami, popołudniu była wyśmienita:-) Moim następnym celem była góra Golców (752 m) na stokach której znajdował się kolejny cmentarz z I Wojny Światowej. Odcinek asfaltowy szybko zmienił się w gruntową drogę i za ok. godzinę byłem już niedaleko szczytu.






















Dużo się tu pozmieniało od mojego ostatniego pobytu, "powyrastało" dużo nowych domów, a niektóre o dość nowoczesnej architekturze:)






















No i to co lubię najbardziej czyli widoki, które mógłbym chłonąć godzinami:-) Nic tak nie cieszy jak super pogoda i super panoramy - reszta jest wtedy nie ważna:-)






















Sam cmentarz był skromniejszy od tego na Jabłońcu, ale dla samych chociażby panoram warto tu było się wybrać:-)






















Do szczytu było już całkiem blisko, a szlak prowadził mnie tuż nad cmentarzem, gdzie dobrze zachowane były linie okopów z 1914 roku. Na skraju kolejnej polany znowu mocniej złapałem za aparat, bo i widoki były tego warte:-) Najpierw zobaczyłem Łyżkę (803m), a zaraz potem mój następny cel Ostrą (925m) i Jeżową Wodę (895m).












































Szlakowskaz informował, że na Modyń (1029m) było tylko 2h i 10 min, ale rzeczywistość okazała się zupełnie inna:-( Zejście z Golcowa do rozsianych tu i ówdzie osiedli Siekierczyny, zajęło mi jakieś 40 minut, aż tu nagle zonk!!! 






















Okazało się, że szlak i tutaj został skorygowany i nie prowadził przez Przełęcz pod Ostrą, tylko polami na wschód skąd wznosił się na Jeżową Wodę (895m) i sprowadzał do wsi Młyńczyska:-( Wg. szlakowskazu z Golcowa powinno mi było zostać tylko 1,5 godziny na Modyń, a tymczasem miałem jeszcze 2h 30 min do szczytu!!! WTF!!!
























Musiałem szybko zaktualizować plan na nocleg i mocno przyspieszyć kroku:-( Szybko dostałem się do Młyńczysk i stromą asfaltową drogą kierowałem się do krzyża.
Szlak prowadził do Drogi Krzyżowej i można było powiedzieć, że był to prawdziwa Golgota:-( Znowu musiałem się spieszyć i, podobnie jak drugiego dnia, piękne widoki zatrzymywały mnie na trasie:-( 






















Wreszcie dotarłem do krzyża i tutaj już widoki zatrzymały mnie na dłużej:-) Beskid Sądecki w całej krasie i do tego Lubań (1225m) w Gorcach, na którym miałem być następnego dnia oraz majaczące gdzieś w oddali Tatry:-) 












































Charakterystyczne chmury zapowiadały zmianę pogody za dzień lub dwa, ale teraz nie było to istotne:-) Na szczyt Modynia miałem ok. 1 godziny i chciałem z tego czasu jak najwięcej urwać! Kaplicę i drogę krzyżową tylko sfotografowałem i czym prędzej ruszyłem na szczyt:-)






















Przed 19 byłem już na Modyniu i znowu nici wyszły z noclegu:-( Jakieś towarzystwo pozjeżdżało się motorami i nawet rozpalili ognisko:-( Poprosiłem tylko o zrobienie zdjęcia i czym prędzej ruszyłem na dół;-(






















Liczyłem na nocleg w osiedlu pod Modyniem, ale też nic z tego nie wyszło:-( Miałem w planach "oprać" się dopiero na następny dzień, ale trzeba było je zmienić. Przez Zbludzę chodnikiem wzdłuż drogi dotarłem do Kamienicy, gdzie przed 21 znalazłem nocleg pod dachem i wziąłem się za pranie:-)
























Dzień 5. Piątek 8 lipca.

Tarnów - Wielki Rogacz. Odcinek Kamienica - Czorsztyn.

Następny dzień potraktowałem całkowicie na luzie. Ruszyłem dopiero przed 10 i bez zbędnego pośpiechu znalazłem się w Gorcach:-) Do przysiółka, zaznaczonego na mapie pod nazwą Klenina, prowadziła wąska droga asfaltowa. Doskonale było z niego widać Gorc (1228m), który dzięki zbudowaniu wieży widokowej, stał się teraz dużo łatwiej rozpoznawalny:-)












































Doskonale było również widać Tatry, których najwyższe szczyty wystawały ponad Pasmo Lubania:-)






















Asfalt wkrótce się skończył i dalej gruntową drogą, mijając liczne polany, zmierzałem do Młynnego. Stąd już Lubań (1225m) miałem jak na dłoni:-) Wybudowano na nim podobną wieżę widokową jak na Gorcu.






















W Ochotnicy Dolnej wstąpiłem na lody i uzupełniłem stan "zapychaczy":-) Wkrótce szlak skręcał obok zabytkowego kościoła i rozpoczęło się mozolne podejście na Lubań:-(






















W połowie dystansu wąska ścieżka szlaku zmieniła się w szeroką drogę i tak też dotarłem do skrzyżowania ze szlakiem czerwonym GSB. Do szczytu było 20 minut, a dla tych, którzy nie mieliby ochoty stromo się na niego wdrapywać, powstał szlak żółty, który po 30 minutach również wyprowadzał na szczyt, ale od strony bazy namiotowej dookoła:-)























Ja ruszyłem swoim szlakiem i wspominałem swój ostatni pobyt w tym miejscu w czerwcu 2014 roku kiedy robiłem GSB. Wiatrołom do samego szczytu dał mi wtedy mocno w kość, a czas potrzebny do przejścia trzeba było liczyć razy dwa:-( Wieża widokowa na szczycie robiła duże wrażenie:-) W porównaniu do podobnych konstrukcji w Beskidzie Wyspowym, tutaj naprawdę się postarano. Przede wszystkim schody nie były strome tylko takie jak wszędzie i do tego szerokie:-) Sama konstrukcja, mimo że drewniana, była bardzo solidna, a zabudowana najwyższa kondygnacja gwarantowała pewne schronienie podczas deszczu:-)
Dookolna panorama tylko zachęcała do jej cyfrowego uwiecznienia:-) Było widać moją całą dotychczas przebytą drogę, za wyjątkiem Pogórza Ciężkowickiego. Beskid Wyspowy z Pasmem Łososińskim oraz Modyniem i Mogielicą:-)






















Gorce z Turbaczem, gdzie byłem dwa tygodnie wcześniej przy okazji robienia szlaku Brzeźnica - Kacwin:-) 






















Oraz widok na samą bazę namiotową pod Lubaniem i Beskid Sądecki z Pasmem Radziejowej:-)












































Zszedłem do bazy namiotowej, gdzie spędziłem trochę czasu, po czym ruszyłem w kierunku Czorsztyna.  






















Po drodze, na zanikajacej Polanie Wyrobki, minąłem mocno już zarośnięte ruiny bacówki PTTK, która spłonęła w styczniu 1978 roku. Było to chyba najkrócej istniejące schronisko PTTK w historii, bo od momentu oddania go do użytku do chwili pożaru minęły nieco ponad 2 lata:-(






















Już po wyjściu z lasu przed górą Wdżar (767m) ukazały się Pieniny w całej krasie:-)






















Do Przełęczy Snozka (653m) było już niedaleko i tym razem, aż do samego Czorsztyna towarzyszył mi widok Tatr:-)






















Zacząłem rozglądać się za jakimś sensownym miejscem pod namiot i spytałem o możliwość rozbicia go na działce obok starej przyczepy campingowej. Ostatecznie wylądowałem właśnie w niej, dziękując na drugi dzień właścicielowi, bo przed świtem dość mocno padało:-)

Dzień 6. Sobota 9 lipca.

Tarnów - Wielki Rogacz. Odcinek Czorsztyn - Durbaszka.

Nad ranem zaczęło dość intensywnie, ale krótko padać:-( Na całe szczęście potem wyszło słońce i po deszczu nie było śladu. Dzisiaj chciałem wreszcie przejść w pełni Sokolą Perć! Do tej pory zawsze tłumy turystów na Trzech Koronach czy Sokolicy mi to uniemożliwiały:-( W końcu nie po to chodzi się w góry żeby stać w kolejce na szczyt! A widoki znowu zwalały z nóg:-)


































































Idąc od Czorsztyna i delektując się widokami musiałem uważać gdzie stawiam nogi. Okoliczne łąki były dość intensywnie wypasane i prawdopodobieństwo trafienia na "minę" było bardzo duże:-) Szlak nie był już tak męczący jak poprzedniego dnia na Lubań, ale od przełęczy Szopka już nie miało być tak kolorowo;-)






















Tymczasem fotografowałem kolejne szczyty a dystans do Trzech Koron z każdym krokiem malał:-)












































Zaczęła się stromizna i byłem ciekaw ileż to też osób jest już pod Trzema Koronami? Na całe szczęście byłem na tyle wcześnie, że zator w wejściu na Okrąglicę (983m) mi nie groził;-) Po zapłaceniu "frycowego" mogłem udać się po specjalnej trasie na najwyższą z Trzech Koron:-)









































Aparat nie przestawał pstrykać:-) Widok dookoła był cudny, a ja byłem bardziej niż zadowolony:-) Gorce z Lubaniem tam byłem wczoraj.






















W Tatrach w tym roku jeszcze nie byłem, ale prawie o nie zahaczyłem będąc dwa tygodnie wcześniej na Spiszu:-)






















Wysoka (1052m) wciąż była jeszcze przede mną, a Beskid Sądecki miałem w planach na dwa dni po przejściu szlaku niebieskiego;)












































Z pogoda na takie widoki trafiłem idealnie także "banan" był prawie od ucha do ucha:-)
Tłum na szczycie powoli gęstniał więc czym prędzej zawinąłem się dalej;-) Na Górę Zamkową już nie waliły takie tłumy i mogłem zwolnić tempo. Ruiny zamku może nie imponowały, ale z tablicy dowiedziałem się, że zachowany mur obwodowy był starszy od tego na Wawelu!






















W drodze na Czertezik (774m) uzupełniłem zapasy wody i po kolei wdrapywałem się na kolejne "iglice" skalne:-) Z Ociemnego Wierchu (724m) pięknie było widać dziki przełom Dunajca.












































Na Sokolicy (747m) tłum już był większy niż na Trzech Koronach:-( Okazało się turystów najwięcej wychodzi ze Szczawnicy. Na całe szczęście nie wyrzuciłem paragonu z Trzech Koron, bo musiałbym znowu płacić za wejście:-) Szczyt Sokolicy z reliktową sosną to była obowiązkowa fotka;-)






















Wykorzystałem mocno zakotwiczone barierki i zrobiłem jeszcze fotkę Dunajca - tylko dla ludzi o mocnych nerwach:-)






















Małe Pieniny z Wysoką (1052m) przypomniały mi, że miałem jeszcze dzisiaj sporo do przejścia.






















Niedługo byłem już nad Szczawnicą i przy przeprawie łódką przez Dunajec - za jedyne 3 złote:-)












































Od wielu turystów na szlaku usłyszałem, że można smacznie zjeść w schronisku Orlica. Trochę mnie to zdziwiło, bo raczej nie miałem dobrych doświadczeń z tym obiektem w przeszłości:-( Ale nic nie stało na przeszkodzie, żeby to sprawdzić. W końcu szlak niebieski obok tego schroniska przechodził:-)






















Jeszcze przed wyjściem na drogę do Orlicy zauważyłem nowe tablice informacyjne zapraszające do niej. Gdy się już tam znalazłem, to faktycznie zmieniło się wszystko o 360 stopni:-) Od początku tego roku trwał remont generalny, który sprawił że wreszcie schronisko to przestało przypominać obiekt z poprzedniego ustroju:-) Bogata karta dań trochę mnie przytłoczyła, ale wybrałem pomidorową z makaronem oraz placek pod zbójnicku:-) Zupa pomidorowa zniknęła zanim zdążyłem zrobić zdjęcie:-)
























Po wszystkim zimny ciemny Śariś smakował bardzo:-) A mnie te porcje bardzo rozleniwiły. W końcu trzeba było ruszać dalej:-(






















Podejście na Szafranówkę (742m) przypomniało mi, że ciągle jestem w górach! Muchy i ślepki tak cięły, że ciężko się było od nich opędzić:-(






















Od zachodu nadciągały ciemne chmury, a telefon z Rabki z wiadomością o deszczu tylko bardziej mnie dobił:-( Miałem w planach nocleg w namiocie na Durbaszce (942m), albo Wysokim Wierchu (900m), ale ostatecznie "wylądowałem" w Górskim Ośrodku Szkolno-Wychowawczym pod Durbaszką.

























































































Nocleg był za rozsądną cenę i po sytej kolacji zaległem do snu. W nocy były ponoć jakieś opady, ale tak mocno spałem, że nic nie słyszałem:-) Na następny dzień szlak niebieski miał mieć swój finał:-)

Dzień 7. Niedziela 10 lipca.

Tarnów - Wielki Rogacz. Odcinek Durbaszka - Wielki Rogacz.

Niedziela zapowiadała się pogodnie, ale sobotnie i nocne deszcze spowodowały, że góry parowały, a od Słowacji co jakiś czas "przekradały" się kolejne ciężkie chmury:-( Puki co rano słońce się pokazało i postanowiłem nie czekać ze śniadaniem tylko ruszać od razu.






















Po wyjściu na Durbaszkę i do granicy państwa, następnym celem była Wysoka (1052m) najwyższy szczyt Pienińskiego Pasa Skałkowego:-) 












































Wygodna droga na szczyt po chwili zmieniła się w strome podejście z dwoma stalowymi drabino-schodami w najbardziej eksponowanych miejscach. Z przed szczytowej skałki otworzyły się ładne widoki na Słowację:-)






















Do szczytu została już tylko jedna para stalowych schodków i po chwili mogłem wreszcie tam być:-)






















Teraz pozostało tylko z tej Wysokiej jakoś zejść. Wiedziałem o tzw. dzikim zejściu wprost do głównego grzbietu w kierunku Smerekowej, ale nie byłem pewny czy było ono bezpieczne? Ścieżka, którą bowiem wyszedłem dalej się nie kontynuowała i zgodnie z mapą trzeba było wrócić się z powrotem na dół i szlakiem niebieskim obejść szczyt. Trochę mi się to nie uśmiechało i postanowiłem pokombinować:-) Zaraz po zejściu znalazłem wyraźną ścieżkę przytuloną wprost do skały Wysokiej, a na drzewach były namalowane żółte strzałki. Nie namyślając się długo zaryzykowałem:-) Wszystko szło dobrze dopóki nie trzeba było zejść na dół;-( Prawie na czworaka stromo w dół po drobnych i osuwających się kamyczkach, ale zszedłem ufff. Bardziej chyba to dzikie przejście nadaje się do wyjścia:-)












































Teraz już kierowałem się ku Watrisku (960m) i Przełęczy Rozdziela (802m). Kolejne chmury zaczęły napływać i widoki się potraciły:-(












































Do Wielkiego Rogacza (1182m) zostało mi już mniej niż 5 km:-) Wcześniej jednak czekała jeszcze Obidza.






















Odtąd już, nie spiesząc się, ruszyłem na finałowy odcinek całej wycieczki:-) Wielki Rogacz pękł o 12:36:-)






















I co najważniejsze była kropka:-) Posiedziałem dość długą chwilę na miejscu i obżerałem się borówkami, których było wokół zatrzęsienie. Chmury powoli zaczynały się dźwigać, a ja miałem jeszcze plany na Beskid Sądecki. Od poniedziałku miały być duże upały przez dwa dni, więc pozostanie w wyższych partiach gór było jak najbardziej wskazane:-) Kolejny długodystansowy szlak niebieski został zaliczony!!!

Podsumowując całe przejście był to kolejny ciekawy szlak łączący na swoim przebiegu Pogórza, Gorce, Pieniny oraz Beskidy. Tym razem jednak dystans przez Pogórza był dużo dłuższy:-) Większość turystów je omija, albo objeżdża na rowerze - moim zdaniem niesłusznie! Pogórza Ciężkowickie i Rożnowskie są bowiem najlepiej zagospodarowane w całym pasie Pogórza Karpackiego. A nic tak nie dodaje energii jak widok z nich na Beskidy i świadomość, że na tej czy innej górze będzie się za dzień, dwa lub trzy:-) Szlak od samego początku był bardzo dobrze oznakowany:-) Nie zgubiłem się ani razu, a błędne dane na tabliczce na Golcowie, nie miały aż takiego wpływu na całą wycieczkę:-) Na szlaku jest tylko jedno schronisko - Orlica w Szczawnicy, a do prywatnej (dawniej PTTK) bacówki na Brzance trzeba podejść ok. 20 minut szlakiem żółtym. Dużo jest agroturystyk oraz schronisk młodzieżowych, ale z tych ostatnich akurat nie korzystałem. Dużym plusem tego szlaku są rozległe widoki;-) Można bowiem zobaczyć wszystkie partie naszych Karpat od Pogórzy przez Beskidy, Gorce, Pieniny po Tatry. Potrzeba zabrania aż pięciu map chyba nie będzie aż takim obciążeniem:-) Skomunikowanie mijanych miejscowości było bardzo dobre także zawsze można podzielić szlak na odcinki:-) Podobnie rzecz się ma jeśli chodzi o zaopatrzenie w prowiant. Tylko na odcinku z Bartkowej do Tęgoborza miałem z tym problem, ale tylko i wyłącznie ze swojej winy. Na koniec nie pozostaje mi nic innego jak tylko polecić ten szlak do przejścia:-)