wtorek, 21 czerwca 2016

Czerwony Szlak Południowy: Strumień - okolice zamku Lipowiec. Odcinek Degolówka - zamek Lipowiec

Niedziela 19 czerwca


Pogoda na niedzielę zapowiadała się równie dobrze, więc z samego rana przemieściłem się autobusem do miejsca, gdzie wczoraj doszedłem, czyli do Degolówki ;-) Na miejscu byłem tuż przed godziną 7 i od razu ruszyłem mostem na ostatni odcinek Szlaku Południowego. Jakież było moje zaskoczenie kiedy tuż za mostem oznakowanie szlaku całkowicie zanikło :-(

Nawigując się mapą ruszyłem w kierunku torów kolejowych, po przekroczeniu których mijając ruiny gospodarstwa, dalej kierowałem się drogą na wale przeciwpowodziowym.













































Nadal nie mogłem znaleźć oznakowań szlaku czerwonego, ale pojawił się jakiś szlak przyrodniczy biało-zielony. Przy pierwszym zejściu z wału trzeba było iść na wyczucie i szukać drogi, która jak się okazało, istniała tylko na mapie :-( Na szczęście łąka była świeżo skoszona i tak dotarłem do starorzecza Wisły. W pobliżu w zaroślach były ławki i stoły zapewne postawione przy okazji wytyczenia szlaku przyrodniczego. Wszystko tak samo zarośnięte jak dalszy odcinek szlaku. Widać nikt tędy nie chodzi.























Wysoka trawa i rosa prawie przemoczyły moje letnie obuwie. Na zdjęcia też nie było wiele czasu, bo od razu obsiadały mnie chmary komarów :-( Ogólnie ten odcinek szlaku jest całkowicie do d..., dużo lepiej by było jak biegłby on dalej wałem przeciwpowodziowym!!!
Wreszcie na końcu, tego beznadziejnego odcinka, pojawiają się pierwsze oznakowania czerwonego szlaku.






















Przekroczyłem most na Wiśle i dalej w kierunku miejscowości Bobrek. Na mapie zaznaczony był zabytkowy zespół pałacowy oraz park. Tam też kierował mnie szlak, który po jakimś kilometrze znowu się stracił :-( Pałac Sapiehów jest w odbudowie, ale nie było widać tam żadnego ruchu. Pewnie inwestor czeka na fundusze.






















Park przypałacowy jest również bardzo zaniedbany. Duża ilość drzew jest pomnikami przyrody, ale wszystko jest tak zarośnięte, że można się pogubić. W parku znowu odnajduję szlak czerwony, który wyprowadza mnie chaszczami do miejsca, gdzie pochowano konia ostatniego właściciela. Napis na betonowej płycie informuje " Tu leży koń wierny towarzysz wojny światowej i bolszewickiej....".





















W końcu wychodzę na drogę i mijam kościół w Bobrku.






















Potem już drogą szutrową udaję się w kierunku miejscowości Gromiec. Idąc skrajem lasu na południe otwierają się piękne widoki. Słabo widać Beskidy, a na pierwszy plan wybijają się zakłady Synthos S.A. (dawne Zakłady Chemiczne "Oświęcim").













































Przez Gromiec przechodzę asfaltem i, po minięciu zabytkowej kaplicy, wdrapuję się na następny wał przeciwpowodziowy.













































Nie wiem czy tędy biegnie mój szlak, bo od Bobrku znowu straciły się oznakowania i kieruję się tylko tym co jest na mapie. Zasięg mapy również wkrótce się kończy, a nie mam mapy z dalszym odcinkiem szlaku :-( Na wale przeciwpowodziowym jest położony świeży asfalt i mam pewne obawy czy aby nie będę za chwilę jedną całością z tym asfaltem :-) Buty trochę się w nim zapadają, dlatego postanawiam zrobić kilka zdjęć i czym prędzej zejść na dół do wsi. 






















Tutaj na szczęście asfalt się kończy i dalej idę drogą gruntową. Postanawiam nawigować się dalej po oznakowaniach czerwonego szlaku rowerowego, który był niedawno odnawiany. W oddali pojawiają się pierwsze górki Garbu Tenczyńskiego w pobliżu których kończy się czerwony Szlak Południowy. Dobrze widać Bukowicę (361 m).






















Wkrótce moja droga gruntowa znowu wyprowadza mnie na wał przeciwpowodziowy. Na całe szczęście tutaj asfalt był położony wcześniej i nie mam obaw po nim stąpać :-)

 Przemieszczając się wałem muszę uważać na rowerzystów, którzy pojawiają się co chwilę z każdej strony. Okolica jest prawie pusta tylko pojedyncze gospodarstwa są widoczne co jakiś czas.  













































Wał wkrótce się kończy, a ja dalej nie wiem czy dobrze idę. Szlaku czerwonego jak nie było tak nie ma :-(
Szlak rowerowy zbliża się do wsi Mętków i tam wreszcie odnajduję mój szlak. Nie wiem dlaczego wszystkie oznakowania szlaku na słupach energetycznych i ogrodzeniach są zamalowane na szaro? Dopiero w pobliżu zabytkowego kościoła pojawia się w pełni czerwony szlak :-)












































Odtąd już znakowanie jest prawie bardzo dobre. Prawie, bo na końcu Mętkowa znowu gubię szlak i kluczę po lesie z jakieś 40 minut :-( Nikt z miejscowych nie wie nic o szlaku czerwonym, a w lesie, gdzie ma on przebiegać, niedawno wykarczowano spory kwartał drzew. Wreszcie natrafiam na czerwone znaki, które wyglądają na niedawno odnawiane.
Do końca mam już naprawdę niedaleko. Jeszcze tylko kawałek drogą asfaltową i już jestem na ostatniej prostej do mety :-)






















I wreszcie jest koniec - lub dla niektórych początek - czerwonego Szlaku Południowego!!! Jestem totalnie rozczarowany, bo jak na tak długi szlak, to kończy się on "pośrodku niczego" :-( Nie ma nawet stosownej tabliczki, która informowała by o jego długości czy czasie przejścia. Po prostu nie ma nic tylko czerwona kropka i wysokie pokrzywy oraz inne chaszcze :-(






















Największe rozczarowanie czeka mnie po niespełna 200-300 metrach. Idąc już zielonym szlakiem otworzył się przede mną taki niesamowity widok na Lipowiec :-) Czy nie można było przedłużyć Szlaku Południowego właśnie do ruin tego zamku?






















Byłoby to zakończenie najlepsze z najlepszych. Bo, po ponad 80 kilometrach, czekałby na piechura czy rowerzystę przepiękny widok z wieży zamkowej Lipowca na całą Kotlinę Oświęcimską, którą w większości poprowadzony jest ten szlak. Ktoś chyba nie zdaje sobie z tego sprawy, a do pełni szczęścia brakuje ledwie kilku kilometrów do przeznakowania. Tak dużo, a tak niewiele.
Ja udaję się do ruin zamku, po drodze fotografując okoliczne wzniesienia Bukowicy (361m) i Grodziska (380 m).

Do Lipowca jest już bardzo blisko :-)






















Zaczyna się podejście do ruin zamku, a z każdym krokiem otwierają się coraz piękniejsze widoki. Już nie mogę się doczekać wejścia na 30 metrową wieżę zamku :-) Same ruiny wyglądają dość mrocznie, ale gwarancja super widoków wynagradza wszystko. Wstęp kosztuje 7 złotych, co jest rozsądną ceną. Można pozwiedzać kilka pięter zamku, gdzie jest mnóstwo informacji o jego historii oraz rzeczy odnalezionych przez archeologów.






















Ja od razu ruszam na wieżę i po przejściu labiryntu komnat, a potem bardzo klaustrofobicznych i wąskich schodów "ląduję" na szczycie :-) Widok zapiera dech. Beskidy w całej krasie od Beskidu Wyspowego i Makowskiego na wschodzie, po Beskid Mały i Śląski w centrum i Beskid Śląsko-Morawski na zachodzie. 













































Ale oczywiście na pierwszy plan wybija się niemal płaska Kotlina Oświęcimska. Czuję dużą satysfakcję z przejścia tego szlaku :-)






















Od przewodnika będącego na miejscu dowiedziałem się, że wczoraj (18 czerwca) doskonale były widoczne Tatry :-)  Trochę żałuję, ale wiem, że wczoraj nie dałbym tu rady dotrzeć. Jeszcze kilka ujęć na wieży i będę się zbierał do wyjścia.




































































Schodzę na dół do Babic i czekam na busa do Oświęcimia, który pojawia się niebawem. Potem przesiadka w autobus miejski do Tychów i ok. 17 jestem na miejscu :-)

Czerwony Szlak Południowy zaliczony :-) Przeszedłem ponad 90 kilometrów - licząc oczywiście dojście z Chybia do Strumienia oraz nadplanowo do zamku Lipowiec. Czy było warto - oczywiście że tak ;-)
Szlak jest oznakowany jako pieszy, ale jest w całości do zrobienia na rowerze. Jest bardzo dużo odcinków asfaltowych, które niekoniecznie nadają się na pieszą wędrówkę. Wszystko jednak wynagradzają odcinki leśne, których jest sporo. Liczne miasta obfitują w zabytki także można wiele pozwiedzać przy okazji przejścia szlaku.
Brak większych wzniesień również przemawia za bardziej rowerowym charakterem tego szlaku. Przejście całości zajęło mi trzy dni. Pierwszy odcinek ze Strumienia do Tychów trochę przedobrzyłem - zrobiłem wtedy ponad 40 kilometrów. Ostatnie dwa dni, gdzie pokonałem po 20 kilka kilometrów, były o wiele przyjemniejsze :-) Jeśli chodzi o znakowanie szlaku, to w województwie śląskim jest ono prawie bardzo dobre. W województwie małopolskim już nie jest tak dobrze i trzeba się zaopatrzyć w dobrą mapę "Ziemia Oświęcimska" i dobrze się nią nawigować zwłaszcza na początku szlaku za mostem w Bieruniu Nowym!!!

Zabrałem ze sobą niewielki plecak Hi-Tec na 35 litrów, który w zupełności wystarczał. Nie ma większych problemów z zaopatrzeniem się w coś do jedzenia i picia. Mija się dużo miejscowości, gdzie zawsze jest jakiś sklep. Tak samo ma się sprawa jeśli chodzi o komunikację. Wszędzie docierają lokalne linie autobusowe lub prywatne busowe, także nie ma problemów z wydostaniem się np: w razie niepogody:-)


poniedziałek, 20 czerwca 2016

Czerwony Szlak Południowy: Strumień - okolice zamku Lipowiec. Odcinek Tychy - Degolówka

Sobota 18 czerwca

Zmienna pogoda i mnóstwo spraw do załatwienia spowodowały, że dopiero w sobotę mogłem dalej kontynuować szlak. Dobrze się złożyło, bo akurat warunki były wtedy SUPER!!!

Ruszyłem około 7 rano i po 20 minutach byłem w miejscu, gdzie doszedłem w poniedziałek :-) Następnie szlakiem ruszyłem przez osiedle Z w kierunku nieodległych Cielmic. Słońce od samego rana mocno grzało dlatego tym prędzej chciałem dostać się do pobliskiego lasu do cienia.






















Szlak, po wyjściu z Cielmic, kierował mnie wśród pól, do nieodległego lasu.













































Wreszcie znalazłem się w lesie, ale niestety nie na długo :-( Po chwili znowu czekał mnie odcinek asfaltem aż do Bierunia. Miasto z ładnym rynkiem i licznymi zabytkami zachęcało do odpoczynku, co też uczyniłem przy okazji fotografując co bardziej reprezentacyjne miejsca i samego siebie :-)



























































































Z Rynku udałem się w kierunku najcenniejszego zabytku miasta, kościoła św. Walentego z przełomu XVI i XVII wieku.













































No to teraz pozostało mi się tylko "wdrapać" na najwyższy szczyt dzisiejszego odcinka, czyli Górę Chełmeczki o wysokości ok. 264 m. Po drodze, mijając wieżę ciśnień i tory kolejowe, otworzyły się kolejne widoki na północ. Góra Klimont koło Lędzin ma ok. 303 m wysokości i na szczycie znajduje się kościół św. Klemensa. Była wtedy bardzo dobrze widoczna, ale zdjęcie na pewno nie oddaje tego, co widzi się na żywo.






















Razem ze szlakiem czerwonym biegł również szlak rowerowy, który, jak się później okazało, towarzyszył mi aż do Degolówki :-) Za niedługą chwilę byłem już na Górze Chełmeczki. Znajduje się tam zabytkowa kaplica, a niedaleko jest spora altana, gdzie można odpocząć. Widać, że z myślą o piechurach i rowerzystach, pomyślano tu i o takim udogodnieniu :-) Jest też spora mapa z zaznaczonymi atrakcjami. Mnie zachwyciły widoki z pobliskiej łąki i cisza, mimo niewielkiego oddalenia od miasta i ruchliwej drogi.


















































































































Od szczytu szlak prowadził dalej lasem, co było dużą ulgą dla mnie i dla moich nóg. Ale nie było co narzekać, bo asfaltu było dzisiaj o wiele mniej niż na pierwszym odcinku ze Strumienia :-) Między drzewami na południe widać było fragmenty szczytów Beskidów i sam byłem ciekaw, czy będzie  widać coś więcej jak wyjdę z lasu.
Gdy wyszedłem na skraj lasu i wdrapałem się na pobliską górkę, to widok prawie zwalił mnie z nóg!!! Widoczność doskonała, a zasięg Beskidów od krańca Beskidu Małego przez Beskid Śląski, aż po Beskid Śląsko-Morawski w Czechach. W tle zaś pojawiły się najwyższe szczyty Beskidu Żywieckiego z Babią Górą i Pilskiem na czele. Czym prędzej złapałem za aparat i szukałem dogodnego miejsca do zrobienia ujęć. Zdjęcia nie mogły się nie udać :-)















































Postanowiłem przemieścić się jeszcze wyżej w okolice opuszczonego gospodarstwa, gdyż podejrzewałem, że uchwycę także najwyższy szczyt Beskidu Śląsko-Morawskiego, Łysą Horę. Przeczucie mnie nie myliło i po chwili udało mi się ją uwiecznić :-) To ta góra najbardziej w prawo :-)






















Na północ również otworzyły się widoki, ale niestety będąc trochę niżej od sąsiedniej Bijasowskiej Górki, udało się "złapać" tylko szyb pobliskiej KWK Piast. Ale za to w jakich okolicznościach przyrody :-)






















Niestety chcąc być w domu na 14:00, trzeba było opuścić do wyjątkowo widokowe miejsce i ruszyć dalej. Doskonale oznakowany szlak sprowadzał mnie ze wzniesienia w dół i dalej w kierunku rzeki Wisły. Asfalt już tak bardzo mi nie przeszkadzał, bo do mety dzisiejszego odcinka było niedaleko :-) Mijając pozostałości starorzecza Wisły, zobaczyłem w oddali budynek restauracji Degolówka.






















Szlak wyprowadził mnie na wał przeciwpowodziowy i po chwili byłem już na końcu dzisiejszego odcinka :-)























Znak czerwonego szlaku ze strzałką informuje mnie, że dalszy odcinek będzie za mostem. To już województwo małopolskie i ostatni odcinek Szlaku Południowego, który zamierzam przejść w niedzielę :-)






















Wstępuje na małe co nie co do Degolówki, bo mam jeszcze trochę czasu do przyjazdu autobusu. O oryginalnej nazwie tej restauracji informuje stosowna tablica umieszczona na zewnątrz budynku.


























Po księżnej Daisy jest to druga tak wybitna osobistość, o której dowie się piechur bądź rowerzysta przemierzający ten szlak :-) Czym zaskoczy mnie ostatni odcinek szlaku już w Małopolsce? Wkrótce się przekonam :-)

Ciąg dalszy już niebawem :-)