środa, 1 lutego 2017

Te Araroa: Arthur's Pass - Rangitata / Mt Somers

 Rankiem ruszyliśmy w kierunku kolejnych gór z mocnym nastawieniem żeby dotrzeć do Hamilton Hut. Pogoda oczywiście się zepsuła i trochę opóźniła nam porę wymarszu;-( Neil, Gaye, Lucy, Harriet i Pascal jeszcze wczoraj opuścili Arthur's Pass i mieli w planach nocować w Bealey Hut. Asfalt na początku chyba nie był dobrym rozwiązaniem, ale nie było wyjścia. Odcinek przez rzekę Waimakariri odpuściliśmy, bo jej stan był bardziej niż wysoki.


Po drugiej stronie rzeki pogoda była całkiem inna;-) A nam pozostało tylko dostać się na Lagoon Saddle skąd dalej szlak miał już prowadzić wygodną ścieżką. Ponad granicą lasu mogliśmy obserwować coraz ciemniejsze chmury zbierające się nad Arthur's Pass. Tam chyba panował specyficzny mikroklimat, bo mimo wiatru w naszym kierunku do końca dnia nie spadła na nas ani kropla deszczu;-) Szybki posiłek w schronie pod przełęczą i trzeba było ruszać dalej.


Do West Harper Hut już trzeba było przedzierać się przez głębokie wąwozy, ale wody nie było w nich tak dużo jak na Deception! Sama chatka bardzo przypominała Camerons Hut i była równie prymitywna. Także nocleg w niej to tylko w ostateczności;-)


Do Hamilton Hut było już blisko i nawet postarano się o nowy mostek tuż przed nią;-) No i cała grupa była znowu w komplecie, a pod wieczór dotarli jeszcze Jens i Ellen! Sama chatka była wg mnie najbardziej klimatyczną jak dotąd na całym szlaku Te Araroa;-) Kolejnego dnia miało "pęknąć" 2200 km!


W kolejnym dniu w planie było dojście do Campu Harpera niedaleko Lake Coleridge. Oczywiście miało być też kilka crossów przez rzekę Harpera, ale pogoda po porannym deszczu zrobiła się bardziej niż przyjemna;-) W pełnym słońcu wypadło mi 2200km.


Potem już nie było mi tak wesoło, bo obsunęła się pode mną skarpa nad rzeką i pękł regulator jednego z pasów naramiennych plecaka;-( Miałem ze sobą zestaw agrafek i na trzech z nich trzymał się cały plecak! 


Wygodną szutrówką dotarłem na Camp Harpera i po ciężkich bojach udało mi się rozbić namiot. Grunt był mocno kamienisty i chyba bardziej odpowiedni do parkowania samochodów;-( Jutro czekał nas długi odcinek szutrowy aż do Lake Coleridge! W nocy zaczęło strasznie wiać czyli można było się spodziewać zmiany pogody za dzień lub dwa.


Przy bezchmurnym niebie i palącym słońcu wędrówka drogą strasznie się dłużyła;-( Na całe szczęście nie brakowało po trasie jeziorek, przy których można się było trochę ochłodzić. Najbardziej jednak przeszkadzały jeżdżące samochody, które co rusz wzniecały ogromne tumany kurzu!


Wszędzie pełno było tabliczek informujących o zakazie biwakowania i palenia ogniska. Nawet w przewodniczku wspomniano o tym i zasugerowano żeby w jeden dzień starać się dostać z Campu Harpera do Rakaia Gorge Camp - ponad 50km! Miejscowi farmerzy raczej nie przepadali za thru-hikerami! W końcu szlak skręcił ku Lake Coleridge, a tuż poniżej elektrowni zaczęliśmy myśleć o jak najszybszym wydostaniu się w kierunku Methven. Rzeka Rakaia była niestety nie do przejścia, a o jej wielkości mieliśmy się już wkrótce przekonać.


I wszyscy wpakowaliśmy się do jednego samochodu, co było chyba mistrzostwem świata;-) Na szczęście o policję było raczej trudno na takim odludziu! Tzw. oficjalny objazd rzeki wynosił ponad 60km do miejsca, gdzie dalej kontynuował się szlak. My postanowiliśmy wpierw udać się do Methven, a w kolejnym dniu dalej kontynuować wędrówkę Te Araroa:-) Na pierwszym możliwym skrzyżowaniu wysiedliśmy razem z Jensem i Ellen, a reszta grupy już zgodnie z przepisami odjechała do Christchurch.


Dotarliśmy do Rakaia Gorge i stan wody a zwłaszcza jej kolor mówił wszystko. Przekroczenie tej rzeki w rejonie Lake Coleridge jest chyba możliwe przy mega suszy! W tym dniu w ciągu sekundy przepływało w niej 400 kubików wody! Bez komentarza.


Pod wieczór zameldowaliśmy się w Methven w hostelu Snow Denn, gdzie znowu była super wyżerka! Spałaszowałem resztę mojego papu z Arthur's Pass i obkupiłem się w miejscowym 4square. Nazajutrz Robbie załatwił nam transport na drugą stronę rzeki Rakaia;-) Silny wiatr dający nam tak w kość poprzedniego dnia przytargał ciężkie chmury od strony Alp:-( Po drodze zgarnęliśmy jeszcze Martina z Austrii i w szóstkę ruszyliśmy w kierunku Comyns Hut.


Wypatrywaliśmy samotnego kibelka, który miał być blisko Frame Hut;-) Tam też zrobiliśmy sobie krótki odpoczynek.


Chatka Comyns była już prawie pełna, ale udało nam się jakoś pomieścić;-) Pobliska mniejsza chatka niestety się rozpadła;-( W kolejnym dniu czekał nas kolejny odcinek "wodny" wzdłuż Round Hill Creek! 


Jaki jest najlepszy sposób na niekończące się crossy przez strumień? Iść cały czas nim w górę biegu, bo buty i tak są już mokre;-) Pogoda dopisała, a prawie bezchmurne niebo i zupełnie łyse góry dodawały otoczeniu niesamowitej magii! Aparat fotograficzny pracował na pełnych obrotach;-)


W końcu osiągnęliśmy przełęcz 1473 m skąd czekało nas już tylko zejście do chatki Double;-) Opuściliśmy strumień i do końca dnia żadnych crossów już miało nie być! Trzeba było za to uważać na kolczaste i bardzo ostre rośliny, wśród których przyszło nam się przedzierać do chatki na nocleg;-)


Cała chatka była nasza;-) Robbie i jego mama, Jens i Ellen oraz ja! Okazało się, że nocował w niej też sam Edmund Hillary tuż przed swoją wyprawą w Himalaje na początku lat 50-tych! Widoki na koniec dnia wynagradziły wszystko;-) Kolejny dzień za to znowu zaczął się pochmurnie;-(


Chyba spałem na złym boku, bo strasznie bolała mnie cała lewa strona pleców;-( Plecak pomógł mi nieść Robbie, a za Jeziorem Emily czekał już jego ojciec. Dostaliśmy zaproszenie do Mt Somers, a część moich rzeczy postanowili zabrać już do siebie. Lżejszy plecak już mimo bólu dało się jakoś nieść;-)


Wiało jeszcze bardziej niż nad Lake Coleridge, co raczej nie zwiastowało dobrej pogody;-( Przy pobliskiej farmie pożegnaliśmy się i jednocześnie umówili na spotkanie w Mt Somers w dniu następnym. Clearwater Track miał już nas tylko doprowadzić do Rangitaty!


Zacząłem się już rozglądać za 2300 kilometrem, a po chwili otworzył się przed nami piękny widok na dolinę rzeki Rangitata;-) Niestety już tam padało co, wobec i tak wysokiego stanu wody, oznaczało objazd rzeki:-( Im bardziej się ku niej zbliżaliśmy tym mocniejsze porywy wiatru w nas uderzały. Postanowiliśmy zanocować tuż przed parkingiem nad rzeką, ale w osłoniętym miejscu z widokiem na Jezioro Clearwater;-) 


Mój namiot i reszta mniej potrzebnych gratów były już w Mt Somers więc spałem w namiocie razem z Ellen i Jensem. Na szczęście mogliśmy się w nim pomieścić we trójkę:-) W nocy deszcz znad Rangitaty dotarł i do nas;-( Nazajutrz rano ruszyliśmy w kierunku wschodnim licząc, że ktoś nas po drodze zgarnie do samochodu.


Dopiero za Clearwater Village udaje mi się złapać stopa i jadę z grupą Australijczyków. Jens i Ellen dojeżdżają trochę później, a naszym umówionym punktem jest pub w Mt Somers. W międzyczasie zjadam podwójne fish & chips, które popijam doskonałym piwem Tui;-) Wkrótce odbiera nas Robbie i jego mama, a już na miejscu oglądamy strzyżenie owiec! Wrażenia niezapomniane;-)


Jutro zamierzamy dostać się na drugą stronę rzeki i dalej kontynuować szlak Te Araroa;-) Tymczasem po wieczornych ablucjach i pysznej kolacji zalegliśmy do snu;-)

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz