sobota, 16 lipca 2016

Szlak niebieski: Tarnów - Wielki Rogacz. Odcinek Tarnów - Jaworz

Dzień 1. Poniedziałek 4 lipca

Odcinek Tarnów - bacówka na Brzance

Jak mówi przysłowie "apetyt rośnie w miarę jedzenia", tak też po przejściu szlaku z Brzeźnicy do Kacwina, wziąłem na cel kolejny szlak niebieski, tym razem dłuższy z Tarnowa na Wielki Rogacz. Jego przebieg był w ostatnich latach trochę korygowany i wg. tego co znalazłem w internecie ma on teraz ok. 191 km długości. Dałem sobie kilka dni odpoczynku po ostatniej wycieczce i w poniedziałek 4 lipca przed południem byłem już w Tarnowie:-) Początek szlaku znajdował się niedaleko dworca PKP, ale dostać się nie było tam łatwo:-( Najlepiej było kierować się w stronę starego cmentarza i potem w kierunku ul. Tuchowskiej. Po około 20 minutach byłem na miejscu i szlak wreszcie rozpoczynał się tak jak należy czyli kropką i tabliczką:-) Porywisty wiatr + remont ulicy przy początku szlaku i zdjęcie wyszło takie sobie:-(
Na początek czekał mnie spory odcinek chodnika, ale jakoś specjalnie mi to nie przeszkadzało. Pogoda, po niedzielnym deszczu, była wreszcie znośna;-) Po przejściu torów kolejowych zacząłem się rozglądać za głazem oznaczającym miejsce przecięcia się południka 21 i równoleżnika 50!!! Nie był on co prawda tak eksponowany jak południk zero w Greenwich, ale zawsze to jakaś ciekawostka;-)
Potem już tylko pozostało wejść na pierwszą górkę czyli Górę św. Marcina (384m). Szlak był doskonale oznakowany i, po minięciu Miejskiego Parku Kultury, byłem na miejscu po godzinie. Widoki na północ były trochę ograniczone, ale Tarnów było widać.





















Ciężki chmury na niebie trochę mnie niepokoiły, ale na szczęście deszczu nie było. Na szczycie góry stał wysoki maszt TV, a tuż pod nim XV wieczny drewniany kościół św. Marcina Biskupa.






















Odtąd zaczął się już odcinek asfaltem, aż do Tuchowa:-( Po kolei mijałem kolejne wsie: Zawadę, Łękawkę i Trzemesną.






















Wreszcie na horyzoncie dostrzegłem cel dzisiejszego dnia - Pasmo Brzanki (534m) na Pogórzu Ciężkowickim. Jednak sporo było jeszcze do przejścia.






















Tuż nad Tuchowem niebo zaczęło się przecierać, a ja zacząłem mieć problemy z kartą pamięci w aparacie:-( Sporo fajnych zdjęć niestety bezpowrotnie przepadło:-( W pierwszym napotkanym sklepie z elektroniką kupiłem nową kartę 32 GB. 






















Po wyjściu z rynku i minięciu dworca PKP, w budynku którego znajduję się zakład pogrzebowy brrr, rozpoczął się kolejny odcinek asfaltu:-(






















Za to na Brzankę było coraz bliżej:-) Niebo zaczęło wreszcie się konkretnie przejaśniać i w dobrym humorze kontynuowałem trasę:-)












































W oddali pojawił się nawet Beskid Wyspowy z Pasmem Łososińskim, także o pogodę na resztę dnia byłem spokojny;-)






















Minąłem ośrodek rekreacji hippicznej i wreszcie zagłębiłem się w las, a asfalt na szczęście się skończył. W lesie niestety trwały wycinki drzew, a ciężki sprzęt zamienił szlak w jedną wielką breję:-(












































Przebieg szlaku był tutaj niedawno korygowany i obecnie nie biegł on obok bacówki tylko wcześniej w lesie odbijał na Jodłówkę Tuchowską:-( Trochę tu przekombinowano, bo turysta nie zobaczy wieży widokowej koło bacówki:-( Ale ja nie zamierzałem rezygnować z takiej atrakcji i ruszyłem doń w promieniach zachodzącego słońca:-)






















Wieża widokowa była o wiele nowocześniejsza od tych w Beskidach. Przede wszystkim jej konstrukcja była metalowa, co gwarantowało jej długą żywotność. Poza tym umieszczono na górze plansze z panoramami, także nie było problemów z rozpoznawaniem konkretnych szczytów:-)






















Zacząłem się rozglądać za miejscem pod namiot i wstąpiłem do pobliskiej bacówki na małe co nie co:-) 






















I tak z małego co nie co zrobiła się uczta, a ja będąc już całkiem rozleniwionym zostałem zapewniony o super niskiej cenie za łóżko na co bardzo przystałem:-)












































Po 21 spałem już grzecznie, a 25 kilometrów, które przeszedłem, było niczym przy tym co czekało mnie następnego dnia:-)

Dzień 2. Wtorek 5 lipca

Tarnów - Wielki Rogacz. Odcinek bacówka na Brzance - Bartkowa.

Wtorek zaczął się słonecznie i z samego rana ruszyłem w dalszą drogę. Tym razem widoki z pobliskiej wieży były przednie:-)












































Zejście do Jodłówki Tuchowskiej było szybkie i tuż po 8 rano byłem już przy wiejskim sklepiku. Naprzeciw był zabytkowy drewniany kościół i Ośrodek Wczasów Dziecięcych.






















Teraz czekała mnie monotonna trasa wieś, łąki, pola, wieś:-) Dobrze, że widoki były jako takie, bo naprawdę szlak robił się powoli nudny :-(
Wkrótce zobaczyłem kolejny cel mojej dzisiejszej wędrówki - Pogórze Rożnowskie.






















W kolejnej większej miejscowości - Rzepienniku Biskupim - uzupełniłem finanse i zacząłem odcinek leśny:-)
Niedługo po wejściu w las oznakowana ścieżka sprowadziła mnie do zbiorowej mogiły 364 Żydów zamordowanych podczas II Wojny Światowej.












































Jak się okazało nie była to ostatnia mogiła na tym szlaku. Za nieco ponad kilometr w osiedlu Dąbry znajdował się bowiem kolejny cmentarz tym razem zamordowanych w zasadzce polskich partyzantów AK.






















Stosowna tablica przy cmentarzu jaki i następna przy jednym z domostw informowała bardzo dokładnie co się tu stało w 1944 roku. Przed dojściem do Ciężkowic mijało się jeszcze jeden cmentarz tym razem z I Wojny Światowej nr 141, na którym pochowano poległych po obu stronach frontu.






















Do Ciężkowic było już całkiem niedaleko, ale wcześniej czekała mnie największa atrakcja dzisiejszego dnia czyli Skamieniałe Miasto!!! 






















Szlak cały czas był dobrze oznakowany i ani razu się nie zgubiłem:-)
Rozpoczęło się zejście do Jaru Wodospad, gdzie przy sprzyjających warunkach (po deszczu) ów wodospad można podziwiać. Ja niestety trafiłem na suszę:-(






















Następnie specjalnie postawionymi schodkami udałem się do głównej części Skamieniałego Miasta.






















Mnogość formacji skalnych i ich kształty są ewenementem w tej części naszych Karpat. Nagromadzone na niewielkiej przestrzeni przyciągają turystów i są świetnym plenerem do zdjęć i poniekąd zabaw, co było widać po licznych wycieczkach dzieci:-) Oczywiście nie na wszystkie skały da się wejść!












































Szlak niebieski musiał się miejscami przeciskać między sąsiednimi skałami, co trochę przypominało mi podobną formację na Szlaku Świętokrzyskim niedaleko Kuźniaków:-)






















Tuż po wyjściu z labiryntu skał, przy szosie do Ciężkowic, zrobiłem sobie popas w małej knajpce, która przycupnęła niedaleko skały Grunwald.






















Dalej szlak omijał Ciężkowice i kierował mnie do Kąśnej Dolnej z dworem Ignacego Paderewskiego.






















Przez pięknie zachowany park dworski dalej kierowałem się ku wsi Bruśnik. Znowu był odcinek asfaltowy, który długo miał się nie kończyć:-( Tak zacząłem wędrówkę po Pogórzu Rożnowskim. Wraz z nabieraniem wysokości otworzyły się widoki na wszystkie strony:-) Tuż nad Bruśnikiem postawiono kolejną wieżę widokową, podobną do tej na Brzance, ale dużo wyższą:-)






















Z niej już widok nie miała sobie równych:-) Najpierw spojrzałem na miejsca, gdzie już byłem. I tak Pasmo Brzanki na Pogórzu Ciężkowickim.






















Następnie na południu i południowym wschodzie pojawił się w oddali Beskid Niski.






















A na końcu to co było jeszcze przede mną czyli Pasmo Jamnej i Beskid Wyspowy:-)






















Pogoda od zachodu nie wyglądała za ciekawie i w Bruśniku w sklepie dowiedziałem się, że idą jakieś potężne burze z deszczem:-(  Nie tracąc czasu chciałem jeszcze dzisiaj znaleźć jakiś bezpieczny dach nad głową. Pierwsze co przyszło mi na myśl, to dostać się do Bukowca, gdzie spałem w 1998 roku w szkole. Czym prędzej ruszyłem więc dalej szlakiem w kierunku szczytu Falkowej (506m). 






















Do Bukowca była jeszcze godzina, a tu jakby zaczęło się poprawiać?






















Na miejscu niestety okazało się, że szkoła jest zamknięta od dwóch lat, a klucze są w siedzibie gminy Korzenna:-( Było już po 17 kiedy zdecydowałem, że idę dalej i poszukam czegoś po drodze. Nie sądziłem wtedy, że dotrę aż do Bartkowej nad Jeziorem Rożnowskim! Zrobiłem fotkę w Bukowcu, bo miejscowość jest naprawdę pięknie usytuowana, i ruszyłem dalej.

Idąc skrajem lasu w kierunku Żebraczki (502m) mijałem po kolei kolejne samotne gospodarstwa i ogrodzone działki letniskowe mieszczuchów. Nawet pod przysłowiowy okap mnie nie przyjęto, a jak na złość w lesie nie było żadnych szałasów ani temu podobnych konstrukcji:-( Nawet już nie zwracałem uwagi na widoki, ale kilka było na tyle pięknych, że je uchwyciłem:-)






















W kolejnej miejscowości Przydonica również wyszła lipa z noclegiem i każdy odsyłał nad Jezioro Rożnowskie:-( 






















No to zostało mi tylko wdrapać się na Dział (455m) i zejść z niego jak najprędzej do Bartkowej, bo już było grubo po 19. Tam już w trzecim domu zostałem przyjęty pod dach i mogłem się rozbić na trawniku pod składaną altanką:-) Choć pogoda nie zapowiadała deszczu - było słonecznie, aż do zachodu słońca - to już niedługo musiałem się zwijać:-( Lało, wiało a potem przyszła jeszcze burza brrr.






















Resztę nocy spędziłem już w budynku i w ciepełku:-) Po ponad 42 kilometrach dobry i bezpieczny sen to podstawa regeneracji sił przed następnym dniem:-) Dzięki Ci dobry człowieku!!! 

Dzień 3. Środa 6 lipca

Tarnów - Wielki Rogacz. Odcinek Bartkowa - Jaworz.

Lało i grzmiało praktycznie do wczesnego rana:-( Kilka razy odkładałem wyjście na szlak, no ale w końcu trzeba było się ruszyć. Prognozy nie zapowiadały żadnych burz, ale deszcz był możliwy:-( W końcu jak wyjrzało słońce ruszyłem cztery litery:-)






















Szlak już tradycyjnie asfaltem wyprowadził mnie nad miejscowość i między kolejnymi domami doprowadził, razem ze szlakiem żółtym, do lasu. Tuż przed lasem pięknie było widać Małpią Wyspę na Jeziorze Rożnowskim:-)












































Słońce szybko się schowało za chmurami, a ja kierowałem się w stronę Rożnowa. Mijając przystanki PKS po drodze, stwierdziłem, że ktoś chyba specjalnie zaprojektował do nich tak wąskie ławki, żeby nie dało się tam przekimać:-( A mnie mimo szerokiego dachu nad głową nie uśmiechałoby się spać tam na siedząco:-). Kościół w Rożnowie znajdował się nad miejscowością, do której niestety szlak już nie prowadził:-(
Zastanawiałem się też co to będzie za kładka na Dunajcu, przez którą miałem przejść na drugą stronę? Jej widok mnie co najmniej zaskoczył! Solidna, olinowana i nie bujało tak jak na podobnych konstrukcjach:-)






















Ze stoków Ostrej Góry Pn. (459m) dostrzegłem zaporę na Dunajcu w Rożnowie. A na horyzoncie znowu pojawiły się ciemne chmury:-(























Z jednej z okolicznych łąk udało mi się uchwycić najstarszy kościółek w dolinie Dunajca w Tropiu.






















Od tej pory szlak niebieski biegł szeroką leśną drogą z kilkoma betonowymi odcinkami. Tuż pod głównym szczytem Ostrej Góry (483m) było kilka ław i stołów oraz niestety zamknięta "miejscówa":-) Ale oglądając jej dziurawy dach, to raczej najlepsze lata miała już za sobą:-)






















Wkrótce wyszedłem z lasu i tradycyjnie już asfaltem skierowałem się do kolejnej miejscowości Tabaszowa. Zrobiłem prawie pełne koło, bo na przeciwległym brzegu Jeziora Rożnowskiego ujrzałem Bartkową, z której dzisiaj wyszedłem:-)






















Ciemne chmury co rusz to pojawiały się i znikały, ale na szczęście nie spadła na mnie ani kropla deszczu:-)
Kościół w Tabaszowej, wysoko usytuowany nad wsią, doskonale komponował się z okolicznymi wzniesieniami. Przy lepszej pogodzie widoki muszą być tu przepiękne:-)






















Pozostało tylko zejść do Znamirowic i kierować się ku Przełęczy św. Justa. Od zachodu niebo znowu zaczęło się przecierać i doskonale było widać mój dzisiejszy cel na wieczór - Jaworz (921m).






















W Znamirowicach mnóstwo było łódek i motorówek, a Jezioro Rożnowskie poprzecinane było piaszczystymi łachami z zaroślami. Podobno ubyło już w ten sposób sporo jego obszaru:-(
Zbliżając się do Tęgoborza minąłem za ogrodzeniem kilka Danieli. Sympatyczne zwierzęta były już oswojone, bo nie straszny był im człowiek ani ryk samochodów z pobliskiej drogi:-)






















Przed samą Przełęczą św. Justa wreszcie zrobiłem zakupy, bo od samej Bartkowej nie było sklepu na szlaku:-( Skromnie był on zaopatrzony, ale na dwa dni miałem spokój z prowiantem:-) Zaraz potem, po przejściu szosy, odpocząłem na ławce przed kościołem Narodzenia NMP z XVII wieku.






















Czekało mnie teraz dosyć strome, ale krótkie podejście pod Jodłowiec Wielki (482m). Do wczesnych lat 50-tych XX w. istniała tam szkoła szybowcowa. Informuje o tym stosowna tablica na skraju szosy oraz liczne reprodukcje zdjęć z okresu jej świetności. W lesie natomiast jest spora zadaszona wiata, ale ilości zostawionego tam potłuczonego szkła i innych śmieci raczej odstraszają od noclegu:-( Chyba tylko w mocno awaryjnej sytuacji zdecydowałbym się tam na sen.






















Znalazłem się już w Beskidzie Wyspowym, do którego mam duży sentyment, bo to od tych gór zaczęła się moja przygoda z nimi:-) Tym bardziej ochoczo ruszyłem dalej w kierunku wsi Świdnik. Do asfaltu już zdążyłem się przyzwyczaić i aż do Skrzętli-Rojówki mi on towarzyszył;-) Na samym końcu wsi usytuowany był murowany kościół, a wcześniej na dole była nieczynna szkoła o niecodziennym imieniu: PKWN :-)












































Ciekawa sprawa, że taka tablica się jeszcze uchowała, bo dzisiaj stanowi łakomy kąsek dla kolekcjonerów:-)
I na koniec nareszcie Jaworz (921m)! Dawno już na nim nie byłem, a zaplanowany nocleg miał mi to wynagrodzić:-) Wieża widokowa usytuowana była pod szczytem także na początku nie byłem pewny czy jeszcze istnieje:-) 
W drodze na nią minąłem kapliczkę z ławkami, którą pamiętam z mojego ostatniego pobytu w 1992 roku! Była ona wtedy jeszcze w budowie. 
Tuż pod wieżą usytuowana była zadaszona wiata i wpierw tam planowałem się rozbić na solidnym stole. Sama wieża była trochę archaiczna i wąska. Ciężko było na nią wejść z moim dużym plecakiem, a strome schody tego nie ułatwiały:-( Na samej górze czuć było, że się buja na boki brrr. Jak znajomy Yatzek tam się rozbił z namiotem na noc, tego nie wiem - ale SZACUN!!! 
Zrobiłem fotki w trzech kierunkach i czym prędzej uciekałem stamtąd na dół;-)






















Zrobiłem sobie kolacje i już miałem się rozkładać do snu kiedy z dołu nadjechali imprezowicze na quadach i w samochodzie terenowym:-( Kupa dymu, hałasu i krzyków!!! Jak szybko myślałem o śnie tak szybko mi przeszło:-( Trzeba było szukać innego miejsca na kimanie.






















Zszedłem do pobliskiego domu prosić o wodę na następny dzień i niedaleko wieży znalazłem idealnie równy teren pod namiot:-) Szybko zabrałem się do rozbijania mojego "Chinola" i nawet całkiem sprawnie to poszło:-) Po moich ostatnich poprawkach, a w zasadzie wzmocnieniach szwów zrobionych przez ciotkę, nie miałem już obaw, że jakiś sznurek zostanie mi w ręce po zamocowaniu śledzia:-) 


































































Tylko lufciku nie udało się zamocować w ramach poprawek, ale zawsze mogłem rozsunąć sobie przedsionek i mieć super wentylację oczywiście pod warunkiem, że nie padało:-) Ogólnie waga namiotu 1560g była na razie do przyjęcia:-) Imprezowicze tym czasem jeszcze kilka razy krążyli wokół wieży na swoich crossach, ale po 21 dali sobie wreszcie spokój. Ja po prawie 33 km zasnąłem smacznie i żaden zwierz mnie tym razem nie budził w nocy:-)

5 komentarzy:

  1. Bardzo ładna trasa. Dzięki za fajną relację. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super opis ,właśnie myślimy się z koleżanką wybrać na pierwsze trzy dni na ten szlak ,ale najgorsze jest to ,że nie ma bardzo gdzie nocować.Myślę ,że się uda.Super relacja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Pomysł na wycieczkę w sam raz, a noclegów po drodze jest sporo. Wystarczy popytać miejscowych. Pozdrawiam

      Usuń
  3. Ogromny szacun za taką trasę! Ze swej strony polecam niebieski szlak "graniczny": Grybów - Wołosate - Rzeszów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki choć zakończenie tego szlaku jest opisane w następnym poscie:-) Myślę, że jest to odpowiednia trasa na 6-7 dni i każdy może ją przejść bez większych problemów. A szlak niebieski "graniczny" może w przyszłym roku? Zobaczymy.

      Usuń