sobota, 2 lipca 2016

Szlak niebieski: Brzeźnica - Kacwin. Brzeźnica - skrzyżowanie szlaków pod Babicą

Czwartek 23 czerwca

W planach miał być szlak niebieski z Brzeźnicy do Łopusznej, ale - jak się potem okazało - został on przedłużony do Kacwina na Spiszu :-) Dowiedziałem się o tym będąc już pod koniec - tak mi się wtedy wydawało - szlaku w Łopusznej. Nic tak nie podbudowuje piechura jak jeszcze jakiś dodatkowy zastrzyk adrenaliny:-) Dla mnie to nauczka na przyszłość, żeby aktualizować swoje mapy i sprawdzać inne źródła np: internet.

Niebieski szlak z Brzeźnicy do Kacwina ma wg. różnych pomiarów 137,5 km, a mnie wyszło ok. 142 km. Jest to jeden z niewielu szlaków, który łączy na swojej trasie Pogórze, Beskidy, Gorce i Podtatrze. Postanowiłem zrobić go na szybko, tak aby zmieścić się jeszcze w czerwcu i w oknie pogodowym, które miało być przez jakieś 4 dni.

Długie dystanse dzienne wymagają niestety wczesnego wyjścia i tak w czwartek 23 czerwca o 6:30 rano zacząłem swoje przejście od stacji PKP w Brzeźnicy.


Budynek stacji był całkowicie wymarły i pozabijany dechami. Szukając kropki oznaczającej początek szlaku zostałem zaczepiony przez trzech miejscowych amatorów mocnych trunków :-( Byli mocno wczorajsi, ale za wszelką cenę chcieli coś (1zł) wysępić ode mnie. Kropki ostatecznie nie znalazłem i czym prędzej ruszyłem dalej, bo kolesie nie dawali za wygraną. Na początek czekał mnie spory odcinek asfaltingu, a dzień zapowiadał się gorąco.

Każdy cień był z czasem na wagę złota, bo przygrzewało coraz bardziej :-) Szlak szybko zaczął się wznosić i co chwilę ukazywały się coraz lepsze widoki na okolicę.






















Pogórze Wielickie, którym się przemieszczałem, nie jest może jakieś wybitne, ale widoki są z niego przednie :-) Gdyby nie ta wysoka temperatura, to sesji foto byłoby więcej :-( Po krótkim odcinku polnym znowu czekał mnie asfalt i kolejna miejscowość Marcyporęba.






















Kupiłem dodatkowe dwie butelki wody w pobliskim sklepie i ruszyłem w kierunku zabytkowego kościoła św. Marcina z XVII wieku.





















Za kościołem wreszcie zobaczyłem pierwsze cele dzisiejszego dnia: Draboż (432m) i Trawną Górę (406m). 

Szlak był dobrze oznakowany i za niecałą godzinę, asfaltu i szutru, byłem już na Trawnej Górze :-)  






















Słabo było widać wzniesienia Garbu Tenczyńskiego, gdzie byłem w zeszłym tygodniu, ale liczyłem na poprawę widoków w dalszej części dnia :-)






















I wreszcie znalazłem się na Trawnej Górze. Tabliczka na stodole błędnie informowała mnie o wysokości, na której byłem, bo 461 m to, do oficjalnej wysokości 406 m, trochę za duża różnica :-)


































































Zrobiłem sobie krótki odpoczynek na ławeczce, która nie była ostatnią w drodze na Draboż. Zaczął się odcinek leśny i mogłem trochę odpocząć od upału. Mijając rozsiane tu i ówdzie pojedyncze gospodarstwa, co chwilę otwierały się widoki na południe. Niestety robienie zdjęć prawie pod słońce daje marne efekty :-(






















Zbawczy las wkrótce się skończył i zaczęło się zejście z Draboża do Przytkowic. Nagle pojawiło się mnóstwo osób z kijkami Nordic Walking ! Wiek towarzystwa jakieś 50-60 +, większość z dużym mięśniem piwnym, ale wszyscy dziarsko gnali do góry :-) Wkrótce się dowiedziałem, że to pensjonariusze niedalekiego ośrodka wczasów zdrowotnych!!! Przestroga to dla mnie, żeby się nie "zapuszczać" i nie przesadzać z piwem :-)






















 I znowu zaczął się asfalt :-( Szlak na dodatek został tak pokrętnie poprowadzony, że skręcał z drogi w górę na wschód, by potem znowu zejść do tej samej drogi tylko jakiś 1 km dalej ! Bezsens zupełny zwłaszcza, że widoki z tego wzniesienia były marne, bo wszędzie stały domy, a bycie oszczekanym przez psy, które były przy każdym domu, to żadna atrakcja !!! Mocno wk....ny dotarłem do budynku dworca PKP Kalwaria Zebrzydowska Lanckorona i węzła szlaków.











































Na Koskową Górę niby nie było daleko, ale upał nie odpuszczał, a ja zacząłem się coraz częściej rozglądać za jakimś barem, bo to już była pora obiadowa :-) Perspektywa zejścia ze szlaku do Kalwarii Zebrzydowskiej, żeby coś zjeść, szybko odpadła i postanowiłem "pogłodować" do Lanckorony. Góra Lanckorońska (545m) była moją pierwszą prawdziwą górą tego dnia :-)





















Rozpoczęło się jako takie podejście i po około 40 minutach byłem już przy ruinach zamku starostwa lanckorońskiego z XIV wieku.
































































Ostatnim razem byłem tutaj w 1995 roku na wycieczce z technikum. Pogoda wtedy była paskudna (dwa dni lało) a i z wycieczki niewiele pamiętam, bo wszyscy rozkoszowaliśmy się wtedy wyrobami niedalekiego Zakładu Przetwórstwa Owocowo-Warzywnego BRODVIN. Zakład już nie istnieje, czego wielu w okolicy do dziś nie może przeboleć :-) Z ruin zamku wygodną aleją zszedłem do Lanckorony, która była głównym punktem dzisiejszego odcinka. Przy kościele św. Jana Chrzciciela z XIV wieku pojawiła się beskidzka droga św. Jakuba:-) Do Santiago de Compostela tylko 3903 km ;-)











































Zacząłem szukać jakiejś fajnej knajpy, co by dobrze zjeść i wypić :-) Tak trafiłem do Cafe Pensjonat w Rynku. W oczekiwaniu na danie dnia popijałem sobie Cieszyńskie Mastne, które swym smakiem trafiło do mojej pierwszej piątki piw w tym roku :-)











































Po popasie przyszedł czas na sesję zdjęciową. Rynek w Lanckoronie podobnie jak sama miejscowość nie ma sobie równych :-) Na "pierwszy ogień" poszedł Rynek i zabytkowe drewniane domy wokół niego. W oddali pojawił się Beskid Makowski.











































Kierując się dalej szlakiem niebieskim mijam miejscowe muzeum. Od sympatycznej mieszkanki dowiaduję się, że warto przyjechać tu w drugiej połowie kwietnia kiedy drzewa zaczynają się zielenić. Obiecuję sobie przybyć tu właśnie wtedy w roku 2017 :-)











































Opuściłem Lanckoronę i dalej drogą asfaltową udałem się ku Przełęczy Sanguszki. Fotka na odchodnym przedstawiająca Lanckoronę na tle Góry Lanckorońskiej i dalej szlakiem ku Beskidowi Makowskiemu :-)






















Ledwo skończył się asfalt i już musiałem korygować przebieg szlaku z tym na mojej mapie :-( Kilka lat temu został on poprowadzony do kaplicy i grobów Konfederatów Barskich i nagle skręcał na wschód.











































Zachowanych nagrobków konfederatów naliczyłem sześć, a spora ilość ław świadczyła o odbywających się tu okolicznościowych mszach. Potem równie ostrym zakrętem - tym razem na zachód - trzeba było wrócić do starego biegu szlaku. Ale za to jakie otworzyły się widoki na Beskid Makowski. Miodzio !!!        











































Wreszcie znalazłem się na Przełęczy Sanguszki (480m) z charakterystycznym obeliskiem postawionym z okazji wybudowania tutejszej drogi w końcu XIX wieku. 





















Pozostało tylko dostać się na grzbiet Babicy, ale wcześniej, mijając kilka okolicznych przysiółków, "pochłaniałem" widoki, które po 18:00 zachwycały :-)






















W jednym z ostatnich domostw poprosiłem o wodę (3 litry) i dostałem zapewnienie, że można ją pić bez przegotowania. Wkrótce też zbliżyłem się do grzbietu, gdzie do mojego szlaku niebieskiego doszły znaki czerwone Małego Szlaku Beskidzkiego :-) Przeszedłem go w listopadzie 2015 roku, także nie miałem obaw o dalszy odcinek. Widok na Koskową Górę (866m) towarzyszył mi również przez całą najbliższą noc :-)






















Do mojej "miejscówy" miałem już rzut beretem i tuż po 19:30 byłem na miejscu. Na całe szczęście szałas przetrwał zimę i mogłem spokojnie zasiąść do kolacji :-)






















Sprawdziłem czy aby stół wytrzyma mój ciężar i, po sytej wieczerzy, zacząłem rozkładać się na noc. Po ponad 38 kilometrach byłem spokojny o sen, bo zmęczenie i upał dały mi dzisiaj w kość. Ale nocy praktycznie nie było, bo tuż po zachodzie słońca pojawił się księżyc w pełni :-) Mimo wszystko udało mi się zasnąć, ale nad ranem byłem budzony przez miejscowego rudego "intruza", o którym napiszę więcej już wkrótce :-)

Ciąg dalszy nastąpi...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz