wtorek, 18 października 2016

Te Araroa 2016-2017
 Przygotowania

Zgodnie z tym co postanowiłem sobie już na jesieni 2015 roku, czekało na mnie zmierzenie się z najdłuższym szlakiem pieszym Nowej Zelandii. Po za tym dla mnie wizyta w tym kraju była marzeniem od wielu lat i po niezrealizowanym wyjeździe w 2007 roku tym razem postawiłem wszystko na jedną kartę! Przygotowania zajęły mi ostatnie 6 miesięcy co uważam za wystarczający czas;-) W międzyczasie zwolniłem się z pracy i wreszcie mogłem skupić na najbardziej istotnych rzeczach jak dobór sprzętu czy przygotowanie kondycyjne. Blog, który istnieje od czerwca 2016 roku zawiera właśnie opisy tras, które w ramach tegoż przygotowania kondycyjnego przeszedłem w kraju przy okazji "testując" stale uzupełniany sprzęt. Postanowiłem nie zagłębiać się w niuanse dotyczące wyposażenia plecaka, bo rozliczanie wszystkiego do dziesiątej części grama nie leży w mojej naturze;-) Czasami lepiej nie wiedzieć o czymś zbędnym niż potem żałować czegoś czego się nie zabrało w imię "odchudzania plecaka na maksa"! Dla mnie optimum to było 9-10kg i w takiej wadze się zmieściłem - oczywiście bez jedzenia i picia;-) W kolejnych postach postaram się obszerniej przedstawić to co zabrałem ze sobą, co w połączeniu z "użyciem w boju" myślę, że wypadnie lepiej niż surowa statystyka, która bardziej pasuje do "skrupulatnych" wyznawców UL niż przeciętnego turysty;-)

Przygotowania zacząłem od wyrobienia sobie nowego paszportu, który jest niezbędny chcąc wyjechać na drugi koniec świata. Będąc mieszkańcem kraju członkowskiego Unii Europejskiej można o tym zapomnieć korzystając z "wygód" strefy Schengen i dowodu osobistego;-) Także paszport to podstawa! 

 Jeśli chodzi o logistykę to zacząłem od zakupu biletu na samolot i to od razu z opcją powrotu. Wielu turystów kupuje jedynie bilet w jedną stronę, ale ja postanowiłem zaryzykować i kupić również ten powrotny z konkretną datą. Można w ten sposób sporo zaoszczędzić i jest się bardziej wiarygodnym dla służb imigracyjnych kiedy pytają o cel podróży i czas pobytu. W 2016 roku Polskie Linie Lotnicze LOT uruchomiły bezpośrednie połączenie z Warszawy do Tokio co w połączeniu z następnym lotem z Tokio do Auckland samolotem linii Air New Zealand skróciło znacznie czas podróży. Jedna przesiadka zamiast - jak do tej pory - co najmniej dwóch, to duży plus;-)
 
Następną rzeczą była wiza turystyczna na 6 miesięcy, którą niestety trzeba mieć odwiedzając Nową Zelandię na dłużej niż 3 miesiące. Wizę z automatu otrzymuję się jedynie na 90 dni, ale cały szlak liczący 2998km jest raczej nie do przejścia w tak krótkim czasie dla przeciętnego turysty;-( Stąd też trzeba wypełnić specjalny wniosek i stosować się do wszystkich zawartych w nim wytycznych. Na szczęście od 2016 roku nie trzeba już było wysyłać wniosku do ambasady Nowej Zelandii w Londynie tylko przez stronę internetową -   https://www.immigration.govt.nz - załatwiało się wszystkie formalności - a skan biletu był jedną z nich - i cierpliwie czekało na odpowiedź. W moim przypadku trwało to całe 5 dni:-) Wiza kosztowała 145 $ NZ, a szybki czas jej realizacji to kolejna zmiana na duży plus.

Kolejną rzeczą były finanse. W moim przypadku musiałem tylko otworzyć konto w innym banku i wyrobić sobie kartę kredytową - tak na wszelki wypadek;-) O wszelkich operacjach kartą byłem informowany przez sms-y, co pozwoliło mi w pełni kontrolować wydatki.

Także na koniec zostało mi tylko kupno dobrego ubezpieczenia na cały pobyt w Nowej Zelandii i wreszcie ze spokojem mogłem oddać się przyjemności wędrowania:-)

Szlak Te Araroa ( The Long Pathway ) jest najdłuższym szlakiem pieszym Nowej Zelandii, a jednocześnie jednym z najmłodszych długodystansowych na świecie. Powstał pod koniec 2011 roku czyli tak na dobrą sprawę w pełni zaczął "działać" od 2012 roku. Porównując go do innych szlaków długodystansowych na świecie, a zwłaszcza do tych najbardziej popularnych jak: Appalacian Trail, Pacific Crest Trail czy Continental Divide Trail w USA, od razu widać, że tym razem mamy do pokonania nie fragment, a cały kraj. Początek szlaku znajduje się na północnym cyplu Wyspy Północnej przy latarni morskiej na Cape Reinga, a koniec na południowym cyplu Wyspy Południowej w Bluff. Właściwie cypel północny jest trochę dalej na wschód od Cape Reinga, ale wyjątkowa okolica,a przede wszystkim wygodna droga krajowa nr 1, zadecydowały o takim a nie innym początku tego szlaku. Co ciekawe szlak jest tak poprowadzony, że jedyny preferowany kierunek wędrówki biegnie właśnie z północy na południe. Trochę to chyba nie w porządku, bo wg mnie każdy szlak powinien być do przejścia w obu kierunkach:-(  Szlak posiada również własną stronę internetową, z której można pobrać mapy do wydruku bądź w formie aplikacji na telefon oraz przewodnik z niezbędnymi informacjami - https://www.teararoa.org.nz/. Poza tym strona ta jest szerokim kompendium wiedzy o samym szlaku jak i okolicach także warto się z nią zaznajomić wybierając się na Te Araroa. Profil na Facebook-u informuje natomiast o lokalnych utrudnieniach na szlaku jak i ma najświeższe wiadomości od samych wędrowców;-)

  
 Poprowadzenie szlaku przez cały kraj gwarantuje ogromną mozaikę krajobrazów. Od plaż przez naturalny busz, liczne pastwiska, centra miast i miasteczek, obszar wulkaniczny Tongariro,  po góry, których mnogość i różne ukształtowanie tylko dodaje adrenaliny tak niezbędnej do przejścia szlaku w całości:-) Przy okazji na Wyspie Północnej postarano się o takie jego poprowadzenie, aby pokazać turyście miejsca związane z historią kraju. Mijamy więc najstarszy budynek w Nowej Zelandii, miejsce podpisania Traktatu z Waitangi, tzw. stolicę gospodarczą czyli Auckland oraz stolicę konstytucyjną, Wellington. Miejsca potyczek i bitew podczas licznych wojen z lokalnymi plemionami Maorysów w II poł. XIX wieku oraz XX wieczne fortyfikacje w Devonport powstałe w obawie przed japońską inwazją podczas II Wojny Światowej. 
  
Wyspa Południowa natomiast to przede wszystkim góry, które jednych wędrowców wyłączają po pewnym czasie z dalszego kontynuowania szlaku, a innych jeszcze bardziej mobilizują do przejścia go. Spora część z nich zresztą przechodzi szlak jedynie tam rezygnując z odcinka na Wyspie Północnej - moim zdaniem niesłusznie:-( Bo skoro jest możliwość przejścia i poznania całego kraju to dlaczego z tego nie skorzystać;-)

A czego ja oczekiwałem wybierając się na ten szlak? Przede wszystkim wielkiej przygody i sprawdzenia siebie na tak długim dystansie. Do tej pory nie zdarzyło mi się być dłużej na wędrówce jak miesiąc, a tutaj czekało mnie co najmniej cztery miesiące wędrówki;-) Nie nastawiałem się z góry na finał, bo to już wielu zgubiło nie tylko na tym szlaku.  Nie mogłem się już doczekać kolejnej plaży, gdzie zaczynała się Te Araroa oraz atrakcji, których ogromna ilość czekała na mnie;-) Przy tak dużym ich nasyceniu monotonia na szlaku mi nie groziła. Ciekawy byłem legendarnej gościnności miejscowych, o której tyle się naczytałem w prasie podróżniczej. Podobnie chatek DOC czyli samoobsługowych schronów, których duże zagęszczenie miało się zacząć na Wyspie Południowej. No i samych turystów czy śmiałków, którzy odważyli się ruszyć na drugi koniec świata i rozpocząć wędrówkę przez Nową Zelandię:-) To wszystko czekało na mnie już na miejscu, a mając prawie 6 miesięcy do dyspozycji czasu było aż nadto. Także ze spokojną głową ruszyłem z domu w kierunku Katowic skąd pociągiem udałem się do Warszawy na lotnisko Okęcie.





 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz