niedziela, 16 października 2016


Szlak zielony: Bielsko-Biała - Czechowice-Dziedzice.
Czyli dwie kropki i jeszcze jedna w razie czego:-)

Sobota 15 października 2016 r

Zaraz po powrocie z wybrzeża trzeba było się jakoś wyspać:-) Mail od Agnieszki o planowanej wycieczce z Bielska_Białej do Czechowic-Dziedzic i to już w sobotę, czyli następnego dnia, jednak kazał odłożyć porządny sen na później:-( Tradycyjnie już 5 rano pobudka i szybkie śniadanie a potem spacerek wybudzeniowy na stację w Tychach Żwakowie:-) Pociąg miał drobne ale dopuszczalne opóźnienie i tak o 7:40 dotarłem do Bielska-Białej. Szlak zielony miał się zaczynać gdzieś koło dworca PKP, ale nadzwyczaj wyraźne oznakowanie kierowało mnie w kierunku dworca PKS:-) A kropki ani śladu:-( Wreszcie metodą prób i błędów znalazłem ją na pobliskim słupie oświetleniowym pod przejściem nad ulicą 3 maja:-)

Teraz już tylko pozostało czekać na Leśną aż ta zjawi się planowo ok. 7:50 na dworcu PKS. Nagle wpada Agnieszka na przejście nad ulicą i gna ile sił w kierunku dworca kolejowego:-) Z trudem udaje mi się ją dogonić i skierować na właściwy kierunek czyli do początku szlaku:-) Potem obowiązkowa sesja zdjęciowa "przy słupie", która wyraźnie zainteresowała małżeństwo z zaparkowanego obok samochodu:-) Po wyjaśnieniu całej sytuacji pora była ruszać dalej do centrum miasta. 


















Klucząc ulicami Bielska kierowaliśmy się ku jego sercu czyli Rynkowi wcześniej mijając fontannę oraz Zamek Sułkowskich.






















































W rynku zaszły duże zmiany od mojego ostatniego pobytu. Kamienice ładnie odmalowane i wyremontowane:-) Postarano się nawet "załatać" dziurę po zawalonej kamienicy na początku tego wieku! Ogólnie wszystko dookoła pięknieje, ale wciąż wiele pozostaje do zrobienia. My tymczasem robimy sobie foty przy pobliskiej figurze Jana Nepomucena, który natychmiast budzi moje skojarzenia z browarem craftowym o tej samej nazwie:-)






















































Na szczęście nie koniec to skojarzeń z moim ulubionym napojem, bo tuż za Rynkiem pojawia się ulica Piwowarska:-) Głodnemu zawsze chleb na myśli, a mnie od razu przychodzi ochota na piwo! Ale nie wypada tak zaczynać dnia zwłaszcza, że pewnie jeden kufel rozłożył by mnie na łopatki:-( Oczy mi się po prostu zamykały, ale nie dałem tego poznać po sobie;-)

Kierując się dalej w kierunku Starego Bielska co rusz mijamy liczne kościoły: filialny Św. Trójcy i Zespół Kościoła Ewangelickiego tuż przy Grodzisku.


















Obchodzimy Grodzisko szlakiem dookoła, a Agnieszka błyska wiedzą o historii Bielska i okolic czym trochę mnie zaskoczyła, bo to raczej ja chciałem co nieco powiedzieć o okolicy - w końcu ma się tego przewodnika:-) Ale swoje "wywody" postanowiłem zostawić na dalszy odcinek szlaku kiedy miały się otworzyć widoki na trzy grupy Beskidów! My tymczasem zbliżaliśmy się do Starego Bielska z przepięknie usytuowanym zabytkowym kościołem Św. Stanisława biskupa. Tutaj chwilę pobyliśmy na pobliskim cmentarzu, gdzie nawet odnalazłem swojsko brzmiące nazwisko, ale niestety nikogo z moich krewnych. Po prostu przypadkowa zbieżność nazwisk. Kuzynostwo ze strony ojca i mamy jest rozsiane po różnych częściach tego miasta, ale w Starym Bielsku nie mamy nikogo:-(


























































































Dalej szlak zmienił bieg do tego co miałem na mapie:-( Wszystko w związku z postawieniem w 2001 roku Krzyża Trzeciego Tysiąclecia na górze Trzy Lipki (391m) na Pogórzu Śląskim:-) Im wyżej tym piękniejsze otwierały się przed Nami widoki. Pogórze Śląskie przed nami, a na południe trzy grupy Beskidów: Mały po lewej, Żywiecki z Pilskiem i Romanką pośrodku i Śląski z Pasmem Klimczoka i Błatnią po prawej:-) Prawdziwa uczta dla oczu zwłaszcza, że pogoda dopisywała:-) Postanawiamy się zatrzymać pod krzyżem millenijnym gdzie ustawiono nawet kilka ławek. Szybki popas oraz sesja zdjęciowa i tajemnicza trzecia kropka na naszym szlaku, która nie wiadomo dlaczego tu jest?












































































































Opuszczamy widokowe wzgórze i udajemy się dalej na północ po drodze przekraczając górą Drogę Krajową nr 1. Od razu przypomina mi się moja sierpniowa eskapada z Rajbrotu do Tarnowa również zielonym szlakiem i również z przejściem, ale wtedy nad autostradą:-) Cieszymy się jak dzieci na dalszą część szlaku, ale już za wiaduktem czar pryska i zaczynają się problemy z nawigacją:-( Przedzieramy się przez chwilę niepotrzebnie przez jakiś leśny zagajnik - przynajmniej są jakieś dzikie fotki - a szlaku ani widu:-( Wychodzimy znowu na drogę i kierujemy się na zachód konfrontując ze sobą wszystkie mapy jakie posiadamy. Wreszcie udaje się znaleźć jakieś ledwo widoczne stare znaki. Uff.














































































































Wkrótce i te stare oznakowania się tracą a czas leci:-( Leśna wciąż myślami przy obiedzie, który będzie na nią czekał po powrocie do domu, a tu d... Nie mamy żadnego pomysłu na wyjście z tego "rosołu". Postanawiamy kierować się potoczkami może to coś pomoże, ale tu również porażka:-( Wracamy na szosę i po jakiś 200 metrach trafiają się kolejne stare znaki na słupie:-) SUKCES!!! Niestety tylko na chwilę:-( Po chwilowym opanowaniu sytuacji i dojściu za znakami do stawów hodowlanych szlak ponownie się traci:-( W międzyczasie chwilowy postój "aż emocje już opadną", z którego korzysta Agnieszka, a ja postanawiam postać, bo jak usiądę to zaraz zasnę:-)





























































































































Intelektualnie "zamuliło" nas nad tymi stawami tak, że ciężko było znaleźć wyjście z tego impasu:-( Dosłownie zero pomysłów! Postanawiam się ruszyć w kierunku zachodnim i poszukać tego "niewidzialnego" szlaku, ale oczywiście na nic nie trafiam:-( Szybka decyzja co robimy dalej i w końcu "wspólnym wysiłkiem" przez najbardziej eksponowany stromy odcinek udajemy się na północ w kierunku drogi, którą co dopiero przejechał jakiś samochód. Po dotarciu do pierwszych domostw otrzymujemy od napotkanego człowieka garść informacji gdzie się obecnie znajdujemy:-) Mapa w jego smartfonie wszystko wyjaśnia:-) No po prostu mnie przynajmniej - nie wiem jak koleżance - było co najmniej głupio:-( Zwłaszcza biorąc pod uwagę Nasze wykształcenie:-( Taka poracha! Po nakierowaniu nas na "dobre tory" dziękujemy za pomoc i udajemy się dalej na górę. Przynajmniej mamy jakieś widoki na tym skrócie:-) Na skrzyżowaniu kierujemy się na dół gdzie definitywnie opuszczamy Pogórze Śląskie a przed nami otwiera się niemal płaska Kotlina Oświęcimska:-) Widać nawet moje miasto!



























































































Po dotarciu na "niziny" od razu znajdujemy ten znikający szlak! Agnieszka decyduje się na kolejny postój w celu "ostudzenia" emocji i relaksu przy herbacie i ciastku:-) Ja konsekwentnie "dziękuję postoję", ale dostąpił mnie zaszczyt spróbowania ciasteczek z nowozelandzkiego przepisu, które nie każdy ma prawo skosztować:-) Moich rogalików też wypada po kilka sztuk na głowę:-) Szlak już teraz bez niespodzianek kierował się wzdłuż rzeczki, którą wkrótce dotarliśmy w okolice wsi Ligota:-)









































































W końcu wychodzimy na jakąś asfaltową szosę i dalej za słabymi oznakowaniami kierujemy się konsekwentnie na północ. Dotychczasowe doświadczenia z tym szlakiem wyostrzają Nasze zmysły do granic możliwości i każde napotkane znaki rozkładamy na "czynniki pierwsze" zwłaszcza kiedy jest kilka dróg w okolicy do wyboru:-) Na szczęście już bez większych kłopotów docieramy w pobliże stawów hodowlanych po drodze płosząc kilka saren:-)




















Zrobiło się na tyle ciepło, że postanawiam iść dalej w krótkim rękawku:-) Jeszcze tylko drobne odejście od szlaku i już byliśmy na szosie przed Zabrzegiem. Czyli do końca pozostało już na prawdę mało:-) Rozmowa wreszcie zaczyna schodzić na przyjemniejsze tematy, bo ciągłe poszukiwania szlaku za Mazańcowicami prawie wytrąciły Nas z równowagi. Jeszcze tylko mostek na Iłownicy i Zabrzeg wita:-) Od napotkanych miłych mieszkańców Agnieszka otrzymuję wodę i to butelkowaną, a ja dowiaduje się co nieco o jakości wody z Jeziora Goczałkowickiego dla GOP-u - mnie przynajmniej smakuje:-)





































Mijając wiadukt kolejowy kierujemy się ku kościołowi, gdzie Leśna zarządza ostatni odpoczynek na dzisiejszej wycieczce:-) Ja konsekwentnie dziękuję prawie już zasypiając na stojąco:-( Do mety szlaku już blisko i bez niespodzianek nawigujemy się wzdłuż licznych pól i łąk;-p






















































Wkrótce wychodzimy na wał przeciwpowodziowy, którym przez spory odcinek wędrujemy schodząc w końcu do przejazdu kolejowego. Miałem już ja swoją ulicę w dzisiejszym dniu to i Agnieszce się należało:-) Obowiązkowa fotka przy ulicy Leśnej chyba wejdzie do kanonu wycieczek z jej udziałem:-) A następnie "na bezczelnego" i co najmniej niezgodnie z przepisami przekraczamy trasę szybkiego ruchu kierując się w stronę ulicy Kolejowej. Sorry takie mamy szlaki:-)












































































































Jesteśmy już w Czechowicach-Dziedzicach i tym bardziej ochoczo nogi prowadzą Nas żwawiej w kierunku dworca PKP i mety naszej dzisiejszej wędrówki:-) Pomykając ulicami miasta w końcu znajdujemy kropkę, do której od razu biegnie Agnieszka przyklepując niejako dzisiejszy etap:-) To już trzecia kropka napotkana przez Nas dzisiaj, ale ocena szlaku, a właściwie jego słabego oznakowania za Mazańcowicami na pewno na 3 nie zasługuje! Tym razem szczęście Nam dopisuje, bo za kilka minut mamy pociąg do Bielska Białej, gdzie na miejscu równie szybko Agnieszka łapie busa do Cieszyna:-) Nie tak sobie wyobrażałem pożegnanie na prawie rok, no ale skoro obiad wygrywa z Nową Zelandią to cóż mi innego zostało jak tylko wrócić do domu i jeszcze raz posprawdzać czy wszystko mam spakowane:-( 


Podsumowując przeszliśmy razem 32 km według tabliczki na mecie szlaku w Czechowicach-Dziedzicach albo 28,6 km jeśli weźmiemy dane zebrane przez Leśną. W każdym bądź razie sporo:-) Ja korzystałem z map: "Bielsko-Biała" PPWK plan miasta i centrum oraz "Tychy Pszczyna i okolice dla aktywnych" Galileos. O ile pogoda dopisała i pierwszy raz w październiku wyszedłem w krótkim rękawku w teren, to już zawirowania związane z marnym oznakowaniem szlaku za Mazańcowicami i niepotrzebny "kwas" wprowadziły stres i chaos do tej wycieczki:-( Jeśli dodać do tego dwa trudne charaktery, z których każde mocno obstaje przy swoim, to do wybuchu niewiele trzeba:-) Na szczęście obyło się bez ofiar, a wszystkie animozje jak szybko się pojawiły tak i szybko zniknęły na mecie szlaku w Czechowicach-Dziedzicach:-) Ogólnie wrażenia bardzo pozytywne, a niektóre sytuacje dały mi mocno do myślenia. Odwieczne pytania "po co" lub "czy warto" nabrały sensu i otworzyły mi szerzej oczy. Ale wnioski zachowam dla siebie:-)  Dzięki Agnieszka za zaproszenie na wycieczkę i do zobaczenia za rok!!!:-);-);-)

4 komentarze:

  1. No to Panie Gazdo - gratuluję wytrwałości w błądzeniu i dotarciu do kropki. Mam niezachwiane przekonanie, że kolejny szlak na antypodach będzie Cię prowadzić bez pomyłek prosto do celu. Tylko kogo tam będziesz zagadywać na śmierć...? ;-)
    Niech Cię nogi niosą! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba to był prawdziwy sprawdzian przed tym co mnie czeka:-) Mógłbym rzec tak: i kto tu kogo zagadywał? Miałem nieodparte wrażenie, że drugiej stronie słowa wychodziły z ust z prędkością karabinu maszynowego:-) Widać miałem być tylko słuchaczem na tej wycieczce:-) A każde odstępstwo od tego powodowało ból głowy:-) Kobiety kto je zrozumie:-)
      A nogi niosą jak trzeba czego dowodem jest poprzedni post z Półwyspu Helskiego!

      Pozdrawiam jeszcze z Polski:-)

      Paweł

      Usuń
  2. Ależ Ty bierzesz wszystko do siebie! Musiałam gadać, bo inaczej Ty byś to robił za mnie, a jak masz jakieś uwagi lub życzenia to zawsze możesz je wypowiedzieć :-)
    Bardzo ładne zdjęcia z nowego aparatu, czekam już na te z NZ.
    No to pozdrowienia i miłego lotu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz tak to jest jak dwoje zatwardziałych "solistów" decyduje się na wspólny wypad na szlak:-) Tyle rzeczy by się chciało wtedy poruszyć, a druga strona myśli dokładnie tak samo;-) Wycieczka bardzo mi się podobała, bo inaczej to nawet nie chciałoby mi się pisać;-) Zresztą co by to była za włóczęga gdyby nic się na niej nie działo? Nawet trasa do Czechowic może człowieka wiele nauczyć:-)
      Czyli nowy aparat to trafiony zakup, no i z pewnością w NZ nie zawiedzie!
      Również pozdrawiam i do kolejnej relacji na blogu:-) Pewnie za 1,5 tygodnia.

      Usuń