sobota, 18 czerwca 2016

Czerwony Szlak Południowy: Strumień - okolice zamku Lipowiec. Odcinek Strumień - Tychy

Poniedziałek 13 czerwca.

Pora na jakiś wpis z wycieczki :-)

Miałem w planach wyjście w góry na kilka dni, ale wszystko pokrzyżowała kapryśna pogoda :-( Rozglądając się za jakąś nietrudną, a ciekawą trasą, zwróciłem uwagę na swoją najbliższą okolicę. Szlaków tu nie brakuje, ale tylko jeden z nich ma kolor czerwony i to właśnie ten wziąłem na cel :-)

Czerwony szlak południowy zaczyna się w Strumieniu, a kończy w okolicach zamku Lipowiec. Ma łączną długość 82 km i przebiega przez dwa województwa: śląskie (61,4km) i małopolskie (20,6km).

Pozostało się tylko przygotować i ruszać. Postanowiłem dostać się do Strumienia koleją przez Czechowice-Dziedzice i dalej do Chybia. Na miejscu nie było transportu do Strumienia i ruszyłem doń poboczem drogi - jakieś 6 km :-(

Na miejscu - dobrze nawigowany mapą "Tychy Pszczyna i okolice dla aktywnych" - szybko znalazłem kropkę oznaczającą początek szlaku. Znajduję się ona nieopodal nieczynnej stacji kolejowej.

























Szlak prowadzi w kierunku rynku w Strumieniu mijając po drodze kościół św. Barbary.

W rynku na pierwszy plan wybija się Ratusz Miejski ze strzelistą wieżą :-)























Dalej szlak wyprowadza mnie jedną z uliczek i na skrzyżowaniu koło kapliczki wśród pól dalej w kierunku Wisły Małej.
 













































Po drodze otwierają się widoki na nieodległe Beskidy, a konkretnie Pasmo Klimczoka w Beskidzie Śląskim. Słabo coś je widać, także pewnie pogoda będzie się psuć popołudniu :-(























Już niedaleko do Wisły Małej, a po drodze trzeba się nieźle nawigować mapą, bo szlak pewnie dawno nie był odnawiany na tym odcinku.























W końcu docieram do Wisły Małej i robię drobne zakupy w pobliskim sklepiku. Na pytanie ekspedientki, gdzie się wybieram, śmiało odpowiadam, że do Tychów. Kobita wzrusza ramionami i mówi, że to strasznie daleko rowerem. Ale ja idę na piechotę i myślę, że do 20:00 się wyrobię:-) Widzę niedowierzanie, ale szybko płacę za zakupy i ruszam dalej. Po chwili stoję przed pięknym drewnianym kościołem św. Jakuba Starszego i robię obowiązkową fotkę :-)























Dalej zaczynają się jeszcze większe pola, ale za to jakie widoki :-)























Po chwili dostrzegam w oddali taflę Jeziora Goczałkowickiego na tle, coraz słabiej widocznych, Beskidów.
To właśnie z tego jeziora mam wodę w kranie - MNIAM!!!























Pola wydają się nie mieć końca, ale stanowią ciekawy plener do zdjęć :-)























Wykonuję jeszcze zdjęcie Wisły Małej z oddali i ruszam w kierunku leśnego zagajnika.























Tutaj już wyraźnie widać, że szlak dawno nie był odnawiany, a tym bardziej uczęszczany :-( Pokrzywy i inne paści sięgają do kolan i wyżej, a na dodatek wchodzę w szkodę jakiemuś rolnikowi, depcząc jakieś uprawy. Trudno, ale przejść jakoś to trzeba :-(























Wreszcie wychodzę na cywilizowaną drogę leśną, a potem asfalt. Mijam zabytkową leśniczówkę i pomnikowy okaz dębu!!!

Niedługo potem dochodzę do kolejnego zbiornika wodnego - Jeziora Łąka. Szlak niestety omija jezioro z prawej strony i nie wiele go widać. Udaje mi się "złapać" taflę jeziora na dwóch fotkach :-(
























Do Pszczyny już niedaleko, a po drodze dołącza szlak żółty z Góry koło Brzeszcz.























Wzdłuż rzeki Pszczynki docieram do Pszczyny :-) Po drodze natykam się na dużego zaskrońca, który zaraz po tym jak zrobiłem zdjęcie, czmycha do dziury.























Po chwili jestem już na terenie Parku Pałacowego i pokazowej zagrody żubrów. Niestety cena biletu mnie powala i rezygnuję z wejścia, a zaoszczędzone pieniądze inwestuje w piwo Żubr!!! Gorąc jest coraz większy i coraz ciemniejsze chmury nadciągają z zachodu. Przez wysoki płot udaje mi się sfotografować dwa żubry.























Dalej szlak czerwony - nie wiedzieć czemu - omija Pałac i Rynek w Pszczynie :-( Ja nie daję za wygraną i kieruję się ku sercu miasta.




























































































Korzystając z ostatnich promieni słońca, bo ciężkie chmury zbliżają się coraz szybciej, a i odgłosy burzy są coraz bliższe, robię jeszcze zdjęcie księżnej Daisy na stylowej ławeczce :-)























Z informacji umieszczonej obok ławeczki dowiaduję się co bardziej ciekawych faktów z jej życia. Była blisko spokrewniona z dworem królewskim z Zjednoczonym Królestwie, a jej brat Jerzy był ojczymem samego Winstona Churchilla !!! Jaki ten świat mały :-)

Zaczyna kropić, a potem padać :-(  Znajduję szlak czerwony i udaję się dalej w kierunku Tychów. Mijam skansen Zagroda Wsi Pszczyńskiej, ale nie wchodzę do środka.























Potem opłotkami przez plac zabaw docieram do przejazdu kolejowego.














































Na szczęście burza daje się w tym dniu we znaki w Bielsku i okolicach, a w Pszczynie przestało padać :-) Pozostało mi tylko przejść przez drogę krajową nr 1 i kierować się na Studzienice. Asfalt daje mi już popalić i mam go serdecznie dość na dzisiaj :-( Jeszcze tylko Studzienice i potem wreszcie las i droga gruntowa :-)























Kupuję dwa banany w sklepiku, a po chwili mijam kościół.























Na końcu wsi wreszcie otwierają się piękne widoki na Beskidy. Burza zrobiła swoje i widać je teraz bardzo dobrze :-)























Po chwili upragniony las, który będzie mi towarzyszył aż do Tychów :-)

Po drodze znowu przejście ruchliwej trasy nr 1 i kolejna partia lasu do Promnic.














































Im bliżej Tychów tym lepsze malowanie i utrzymanie szlaku. Zbliżam się powoli do Promnic.























Znajduje się tu dawny Pałacyk Myśliwski księcia Pszczyńskiego. Dzisiaj to luksusowy hotel. Mijam budynki gospodarcze i docieram do Jeziora Paprocańskiego.





































































Słońce chyli się ku zachodowi więc pora "uderzać" do domu. Po drodze "strzelam" jeszcze kilka fotek :-)























Na mostku nad Gostyńką do mojego szlaku dochodzą jeszcze dwa: czarny i niebieski.























Na moją "miejscówe" mam jeszcze około 1,5 km. Na miejscu jestem o 20:25. Padam dosłownie z nóg, bo asfaltu było dzisiaj więcej niż kiedykolwiek w mojej "łazikowej" karierze :-) Nie wiem czy nogi będą gotowe na jutro. Połowa - mniej, więcej - szlaku już za mną. Resztę chyba rozdzielę na dwa etapy po 20 kilka kilometrów każdy :-(

Ciąg dalszy już wkrótce...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz